"Czekając na powrót taty"
Po kryjomu, aluminiowymi łyżkami
wpychałam sobie piasek do buzi,
a w rowie pełnym wody, małymi łódkami,
nie bacząc czy ktoś się ubrudzi,
urządzaliśmy sobie prawdziwe regaty.
I skacząc przez głębokie kanały
z zamierzeniem lądowałam w wodzie po pachy!
Mama krzyczała, dzieci się śmiały.
Moim pierwszym czołgiem, po ściernisku sierpniowym,
snułam się pełzającym biegiem.
Na radziecką kierownicę pot ściekał nowy,
bez wspomagania i dumna z siebie.
Czerwone cegły na komin nosiłam dzielnie.
Ku furii mamy karmiłam myszy,
mokre koty suszyłam na kozie piekielnej.
Śpiewałam myśląc, że nikt nie słyszy.
W osiemdziesiątym siódmym chyba to było,
na powrót taty w oknie czekając,
z telefonu z tarczą czerwonego mówiłam:
- Pomyłka! - do księdza wykręcając.
Pamiętam jeszcze kłosy w młocarni ogromnej
i ciepłą kaszankę na kolację,
a tłumy ludzi po imprezach nieprzytomne,
idące rano do ciężkiej pracy.
Długimi dniami u babci, bez przytulania.
Czy na Limance długie miesiące,
a tu już lepiej, bo jednak bliżej kochania,
chociaż i tak wyrosły mi kolce.
A doczekałam się w końcu taty na szczęście
w naszych podróżach Żukiem państwowym.
Nawet lalkę mogłam sobie wybrać w Peweksie,
choć czekałam na męskie rozmowy.
Tak swe dzieciństwo wspominając rok po roku,
w marzeniach stopy chłodzę gorące
w białej chmurze z ciekłego azotu
i płuca mocno oddychające
z naszej kolorowej Syreny spalinami.
Tłumiąc cywilizacji zapędy,
z tatą do wniosków dochodzimy takich samych,
wszyscy robimy te same błędy.
28.11.2013
Narciarskie ferie, Wisła 2013, z Bartkiem :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz