W tym fragmencie zostało zmienione tylko jedno słowo... Teraz brzmi chyba lepiej... Tak, zdecydowanie. Fiut nie brzmi dobrze ;)
"(...) Ale jak ona jadła! Patrzył oniemiały na jej zgrabne, długie palce trzymające za ogon krewetkę. Powolnym ruchem włożyła czubek krewetki do ust i delikatnie, na długości około jednego centymetra przymierzyła się do odgryzienia tego kawałka pięknymi, białymi zębami. Nie zrobiła tego niedbale jak większość kobiet. Delektowała się. Nie samym smakiem chyba, ale gryzieniem. Nawet jego żona, rodowita francuzka, nigdy tak nie jadła. Patrzył na Arg jak oddany kibic patrzy na trzecie slow motion jedynego gola swojej ukochanej drużyny piłkarskiej i za każdym razem jest zachwycony, bo wciąż dostrzega nowe szczegóły wydarzenia. Tak Robfer patrzył na Arg jak odgryza z wdziękiem kawałek skorupiaka. Gdyby nie to, że byli w miejscu publicznym, sam by ją karmił, a w końcu napadł na nią i jak głodny, cyrkowy lew tresera, pożarłby ją w całości. Musiał natychmiast wyjść, ochłonąć. Przeprosił ją na chwilę i w łazience obmył twarz zimną wodą. Miał problem ze zbyt wysokim ciśnieniem. Później zdjął spodnie i to samo zrobił z nabrzmiałym już fiutem. Z ciśnieniem w spodniach też miał problem. Jednak w tej chwili nie miał czasu na robótki ręczne, na stole czekało danie główne, a przy nim mistrzyni jedzenia. Mistrzyni, która sposobem jedzenia stawiała na baczność jego kutasa! Pierwsza taka historia w jego prawie czterdziestoletnim życiu. What the fuck?!"
Agnieszka Błaszczyk/Wstęp do latania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz