Kamień z nerki. Uff! Mówił, że zmęczony. Na szczęście nie zasnął!
;)
Niedziela zaczęła się spontanicznym zaspaniem. A tak ze trzy
godziny. Chociaż. W niedzielę nie powinno mówić się o zaspaniu. Przecież dzień
wolny można spędzić w łóżku cały. Od rana do nocy. Nie tym razem. I z kim? Z
czarnym kotem? Kot obraziłby się, że piszę go z małej litery. Jednak nie o kocie miało być.
Godzina na basenie i dwa rodzaje sauny spowodowały, że głód
zaczął doskwierać już w trakcie tejże odnowy biologicznej. A w domu nikt nie
czekał z obiadem. Syn po treningu. Też wykończony. Jedynym ratunkiem była mama
i schabowy. Udało się. Nie miałam siły i
czasu na wymyślanie smakołyków tak, jak dzień wcześniej, w sobotę. A jedzenie
tamtego dnia było znakomite. Już dawno nie zrobiłam tak popisowego dania.
Przepis wymyślany w trakcie przygotowań. Marynowane mięso z kolorowym pieprzem.
Duszony bakłażan, cukinia, papryka… mmmmm rozpływało się w ustach i muskało
smakiem podniebienie. A najlepsze było puree z brokułów z odrobiną
roztopionego, twardego sera, suszonymi pomidorami, kaparami i oliwą z oliwek.
No to już przeszło ludzkie pojęcie o wysublimowanym smaku ;)
Jednak w niedzielę nikt do kuchni nie miałby siły mnie
zaciągnąć. W każdym razie nie do gotowania. W innym celu? Owszem :P Ale nie zaciągnął. Zaciągnął mnie za to do
kina.
John Wick.
I co tu napisać? Wydać recenzję? Pojechać po bandzie? Komu?
Reżyserowi? Scenarzyście? Albo zwyczajnie, producentowi? A właściwie
producentce…
Każdy ogląda co mu się podoba. Mi podoba się Keanu Reeves i
nic nie mogę mu zarzucić. Rolę zagrał świetnie. Poza tym… jak on przeciągał ten
pasek przez szlufki spodni mmmm. Cudownie! ;)
I nic, poza Keanu, nie było warte uwagi w tej produkcji. Ach,
przepraszam! Jeszcze John Leguizamo, do którego mam sentyment z powodu innego
filmu. I muzyka. Tyler Bates i Joel J. Richard stworzyli
ciekawą ścieżkę dźwiękową.
Film klasy B. Fabuła? Hmm… Jak można wystrzelać pół
dzielnicy za kradzież auta i zabicie psa? Ok, ja rozumiem. Też bym płakała,
gdyby ktoś mi zastrzelił kota. Ale raczej nie jechałabym przez miasta i wsie,
strzelając do potencjalnych podejrzanych o współpracę z zabójcą zwierzęcia
ludzi, aby go dopaść… Raczej, bo cholera wie, co mi teraz odbije po obejrzeniu
tejże produkcji ;)
Zakochany, płatny morderca schodzi ze złej drogi i żyje spokojnie
w pięknej willi… Na miarę amerykańskiej klasy średniej jest chyba trochę zbyt
bogaty. To pewnie pozostałości po wysokich gażach za wykonywanie wyroków
śmierci. Ciekawe, że nikt wcześniej nie zwinął mu tego wypasionego mustanga…
Ukochana żona umiera na raka. Po stypie dostaje od niej list
i koszyk z psem, żeby mu się nie nudziło bez niej. Pies słodki.
Jednak niespodziewanie w mustangu brakuje benzyny! Cóż za
ironia losu, że na stacji młody Rosjanin również tankuje swoją furę! To nie przypadek,
że akurat w tym samym momencie! Dlaczego znowu Rosjanie są podejrzani? Znowu
jakiś zamach? O, zgrozo!
Scenariusz jakich wiele. Pewnie każdy scenarzysta ma taki w
szufladzie. Albo bardzo podobny. Co mądrzejszy, dawno go spalił nad rudym płomieniem świecy. Ale nie
Derek Kolstad…
Ok., były momenty! Wolno wbijany nóż w ciało! Nóż wyciągany
z brzucha! A człowiek nadal żył! I walczył!
Nie będę się wypowiadać, bo
lekarzem nie jestem, jednak to trochę dziwne…
Za to w koszuli! Białej! W czarnym garniturze! Reeves
wyglądał cudownie!
Rozpływałam się. Dwa razy. Albo trzy.
Strzelaniny, pościgi, trupy i hektolitry krwi miały też inny
plus. Krzysztof nie zasnął ;)
Zdjecie powyżej pochodzi od: INFPhoto, AKM-GSI
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz