Jakieś wkurzenie mnie dziś dopadło. Może dlatego, że kaca
miałam po ostatkach. Może był inny powód. Trudno określić jednoznacznie.
Przejrzałam dziś całego fejsbuka hehe. Znajomych i mniej znajomych, a także całkiem
nieznajomych. Dla zbadania pewnych zachowań. Zbadania i wyciągnięcia wniosków.
Jest mnóstwo osób miłych, otwartych, wiedzących, że zakładanie profili na
portalach społecznościowych nie służy tylko do tego, aby takowy profil
posiadać, najlepiej bez zdjęcia i móc inwigilować całą okolicę znajomych z dawnych
szkół, byłych współpracowników tudzież ex partnerów, a nawet ich dzieci.
Wspólne czy nie, ale jednak dzieci. Zgroza. Odkryłam również osoby podszywające
się pod nazwy typu „jesteś piękna” stworzone wyłącznie do nękania wybranych
kobiet. Żeby było po równo lub prawie równo :P są też nazwy w stylu „cała twoja” do naciągania wybranych mężczyzn.
Zauważyłam, że osoby do których pasuje ulubione powiedzenie mojej
mamy „wyżej sra niż dupę ma” zwracają szczególną uwagę na to, co zamieszczają u
siebie na osi czasu oraz kontrolują komentarze, które pod tymi, jakże
przemyślanymi zdjęciami bądź postami są zamieszczane. Jeśli trafią się wśród
ich znajomych osoby otwarte, nie mające zbyt wiele do ukrycia lub żyjące
totalnie na luzie, to niestety muszą kontrolować swoją oś z ręką na pulsie.
Teraz to się mówi chyba z kciukiem na smartfonie. Otóż, komentarze są
selekcjonowane. Przez gburów zazwyczaj zwyczajnie usuwane, a przez tych ą i ę zwracana jest
uwaga delikwentowi czy delikwentce via fejsbukowy Messenger, że życzy sobie
edycji komentarza w taki czy inny sposób.
Jakoś tydzień temu miałam taką rozkminkę odnośnie podziału
społeczeństwa. Zaczęłam nawet pisać, ale ktoś mi przeszkodził i czar twórczy
prysł. Dzisiaj zastanowiłam się nad tym głębiej.
Podział zaczęłam zwyczajowo. Od płci. Wiadomo. Żeńska i
męska. Nic nowego. Te jednak, podzieliłam na dwie kolejne, żeby nie było zbyt
wiele podgrup, wyszło mi, że mamy cztery podstawowe.
Na przełomie dziejów
szybkiego rozwoju myśli technicznej, okazuje się jednak, że dwie z nich
stanowią mniejszość, którą należałoby chronić jak mniejszości etniczne w
pewnych krajach. Również i w naszym kraju cudów wszechobecnych. Dzielę
wizualnie. Grupa płci żeńskiej składa się z kobiet i bab. Na domiar złego
zaliczam się do niej i tkwię w mniejszości. Jestem kobietą. Baby ogarniają
naszą planetę w zatrważającym tempie. Są niezrównoważone, puste i nieokiełznane
jak stado dzikich koni. Są bardziej zawistne niż obie grupy męskie, o których za chwilę. Bardziej zazdrosne. Mściwe. Zrzędliwe.
Zwyczajnie bez pasji. Chyba, że do jazgotliwego krzyku. Tak, to może być ich
pasja ;) One nawet wcześniej mogły mieć zadatki na kobiety, ale im się nie
udało wyeksponować kobiecości ponad głupotę. Nie udało im się użyć mózgu. Mam
na to dowody. Na przykład krótką (byłam
po piwku czy dwóch, nie chciałam być przemądrzała, więc włożyłam kciuk do buzi
i iPhone mi wygasł hehe) korespondencję
z pewną Pauliną, która nie mogła zdzierżyć, że strażak wspomniany w
podsumowaniu mojego roku ubiegłego, czyli wpisie z dnia 3-go stycznia bieżącego,
do którego odnośnik tutaj, przyjechał do mojego syna na urodziny. Okazało się bowiem, że nie pasuję do ich, bo
jest ich więcej, tych bab hehe, nie pasuję do ich kółka wzajemnej adoracji. A
właściwie inaczej, że nie ma w nim dla mnie stanowiska. Śmiałam się dwa dni.
Mama mówi, że strażakowi dobrze z oczu patrzyło, a jednak głupi, bo opowiada
kochance jednej co robi z drugą, a na co trzecia ma mieć jeszcze pewnie jakiś
pogląd. Nie chcę wiedzieć co na to czwarta :P. Heh gdyby one wiedziały… No cóż… Nigdy się nie dowiedzą. Dupę mam sporą, więc
wszystko co tam się zmieści upycham i zapominam na wieki ;) Tak postępują
kobiety. Wszystko wiedzą, ale nie afiszują się tą wiedzą. Bo najważniejsza
wiedza, to ta co nie prowadzi do rdzy na mózgu. Tą mogą wręcz błyszczeć. I
blask tenże rozpraszać w okolicy. Dalszej czy bliższej. Nie strzelać tak
modnych ostatnio fochów. Być oparciem. Partnerką… ale też kochanką czy żoną. W tych dwóch przypadkach, to co innego znaczy, ale wyobraźcie sobie, że potrafi to
zrobić jedna kobieta. Może też być czyjąś fascynacją. Muzą. Miłością. I nadal
być wierną sobie, swoim przekonaniom. I nadal być jedną i tą samą kobietą ;)
Znam takie. Podziwiam. Kocham ich styl. Ponadczasowy. Zupełnie inny niż ten do
którego dążą baby. Duch. Nie materia. Myśl. Nie gówniany produkt w złotym
celofanie. Jarzycie? ;)
Ach, być dla kogoś muzą! Miłością! Pragnę!
To teraz ta druga płeć. Męska. Dzielę. To mężczyźni i chłopy
(chłopi? Nie, to już było. Są chłopy. Niech mnie poloniści katują). Nie
zaliczam się do tej grupy, jednak ubolewam, bo jestem heteroseksualna. Chociaż
zdarzają mi się inne przygody hehe. Na domiar tego wszystkiego, większość mych
przyjaciół zalicza się do tej grupy płci. Niektórzy są mężczyznami. Inni już
schłopieli. Tak bardzo mi przykro. Chciałabym Was wygarnąć z tego otępiałego
stanu, ale wzięliście sobie za żony tudzież życiowe partnerki nikogo innego,
tylko baby!! Jak, kurwa, mogliście?! Tyle spędzonych razem lat! Tyle gadania!
Tyle ognisk z wódką dorabianą! Tyle piosenek! A tyle „z ręką na sercu”? I to
nic się nie liczy? Te cycki i dupy zaćmiły oczy? Ok., że oczy, to rozumiem. Ale
łby? Przecież to przechodzi. Przecież je zdradzacie. Na lewo i prawo. I nic? I
głupota wam odpierdala? Chłop. Słoma z butów. Mężczyzna sobie na to nie
pozwoli. Mężczyzna nie żeni się z byle babą, bo doskonale wie, że musi być
chemia, seks, pasje i konstruktywna rozmowa.
Wyobraźcie sobie, że za 30 lat kutas Wam nie stanie i co wtedy? Po
jakimś czasie znudzi się czytanie gazet
i oglądanie TV. Ok., myślicie sobie, że będziecie wymieniać na nowsze modele,
czy podrywać w domu opieki tudzież lepszym szpitalu jędrne pielęgniarki?
Niedoczekanie. Chyba, że portfele wasze będą widocznie wypchane. Inaczej
możecie liczyć tylko na drwiące uśmiechy czy kiwanie głową z politowaniem. Ale
jest też w inną stronę. Okazuje się, że
jest konstruktywna rozmowa. Dogadujecie się na każdej płaszczyźnie, ale ona nie
robi loda, bo wymiotuje. Szkoda tej znajomości, bo te wspólne wycieczki krajoznawcze. I jest o czym
pogadać. Co robi samiec? Żeni się z taką i jeszcze przed ślubem znika co środa
u sąsiadki. A środa, to dzień loda ;)
Rozumiem Wasz tok myślenia, bo mi to jasno powiedział jeden
z drugim, ale jestem przerażona! Tak, kiedyś któryś z Was wyjaśnił mi dokładnie
to, czym kierują się faceci w wyborze partnerek. I okazuje się, że wcale nie
jesteście tak ujednoliceni jak myślą baby. Jesteście bardziej skomplikowani. Na
szczęście, nie tak bardzo. Da się z Wami żyć. Tylko musicie bardziej wierzyć w
siebie. Okazuje się bowiem, że największym problemem oraz przyczyną zdurnienia
jest system wartości. Uleganie dla świętego spokoju. Wychodzenie podczas
rozmowy, żeby emocje nie poniosły. To ja dam taką radę. Nie wyłaź podczas
kłótni, kiwaj głową, a w myślach niech leci jakieś U2 albo AC/DC. Następnym
razem będzie lepiej ;)
Ten system wartości widać na fejsbuku. U wszystkich. Czy
jedna płeć czy druga. Zablokowane profile, zablokowane komentarze, zablokowane myśli.
Szyfry wojny. Bo ta wojna jest w każdym z Was. Boicie się pierdnięcia.
Własnego. A co dopiero sąsiedzkiego. Z fotela obok. Boicie się, że Wam
pospadają korony najfantastyczniejszych mężów, słodkich żoneczek, najmilszych
przyjaciółek czy wyzłoconych przyjaciół. Wasze dzieci stylizujecie na siebie.
Na nieczułe matrony i zimnych skurwysynów. A wiecie co? Lubię drani. Miałam
takiego kiedyś. Pokazał mi moją kobiecość. Był mężczyzną. Nie wiem kim jest
teraz. Nie znamy się już. Jednak bardzo mu dziękuję. A zatem lubię drani. Ale
drani. Nie chamów.
Chyba na dziś wystarczy ;) Bo jutro zaczynam nowy rozdział in maj
byznes lajf ;)
Inspiracją do napisania tego fragmentu były letnie noce. Zeszłoroczne. Wkurzające, bo bardziej samotne niż zwykle. Z powodu wszechobecnej bezsenności. A nie. Bezradności. Albo jedno i drugie. Wiecie co? Nie trzeba daleko podróżować, żeby zobaczyć najpiękniejszy wschód słońca ;)
"Krąg był zrobiony z rudych cegieł. Rudy to kolor wredny. Nawet farbowany lis jest wredny, cwany, nieprzyjazny. Krąg też nie był przyjazny. Żarzył się tą swoją rudością w blasku zachodzącego słońca. Zachodzące słońce jest kiczem w swojej fotogenezie. Wschodzące jest o wiele bardziej surrealistyczne z powodu mniejszej oglądalności. Nie, żeby było takie magiczne, ale komu chce się tak wcześnie wstawać?
Wredota kręgu polegała na tym, że oprócz tych rudych cegieł, palił się w nim rudy ogień. Na domiar złego, ruda tańczyła wokół kręgu jak nawiedzona, szalona czarownica. I to jedyne co przyciągało mój wzrok, to jej szaleństwo. Szaleństwo było cudowne. Nic w nim z wredoty, cwaniactwa czy braku przyjaźni. Naturalne. Piękne. Można było się w nim zakochać.
Złapał ją w pasie i przerzucił przez ramię. Wiele bym dała, aby i mnie tak ktoś przerzucił. A nawet wepchnął w te rude płomienie. Byle dotknął.
Śmiali się teraz podrzucając drwa do ogniska. Może kiedyś będą tak pielęgnować swoje ognisko domowe, swój domowy krąg?
Nie lubię kręgów. Są zamknięte. A po cholerę ganiać w kółko... "
Zły stan. Ciała i ducha. Choroba mnie rozłożyła. Fizyczna.
Niby zwykłe przeziębienie, a jednak padło i na ducha. Psychika walnęła łbem o
podłogę. Bo człowiek ruszyć się nie może. Pogadać z nikim. Nie ma kto wody na
herbatę wstawić, nie mówiąc o podaniu rosołu do łóżka w kubku z dwoma uchami.
Ba! Nie ma kto przytulić, sprawdzić temperatury i czy jeszcze oddycham.
Rozkminka egzystencjonalna. Dupa blada. Tak, ta dupa tylko wystaje spod kołdry,
bo już nawet nie ma siły przykryć się szczelniej.
Odkryłam w sobie fatalny błąd. Jak
rozwścieczona Panna Młoda odkrywa inkluzję w diamentowym oczku zaręczynowego
pierścionka, tak ja wściekłam się do czerwoności tlącej się grudki węgla. Nie,
o górnikach nie będzie. Będzie o diamentach. O diamencie. Jednym. Jedynym.
Czyli o mnie ;) Tenże diament nie jest
jeszcze do końca oszlifowany, więc
drobne rysy charakteru można pięknie wypolerować… jeśli jest się wytrawnym
jubilerem. Jeśli polerując nie uszkodzi się całej tej najważniejszej struktury…
Leżąc sobie dziś w zimnym domu pod ciepłą kołdrą z
wełnianymi skarpetami na stopach, zapatrzona w sufit słuchałam po raz dziesiąty
chyba Again Kravitza i rozkminiałam siebie. W końcu włączyłam American Woman i
olśniło mnie! Tak, jestem diamentem! Zna się ktoś na diamentach? Ale tak
naprawdę dobrze? Chyba mało kto :P Jeśli
czyta to jakiś jubiler, to proszę o potwierdzenie tych paru zdań, które poniżej
fachowo zabrzmią… Jeśli zamierzasz, jubilerze, zaprzeczyć… to się nie odzywaj
;)
Ten kawałek diamentu pozostawiam mistrzom polerki i posiadaczom wiedzy
choćby o tym cztery razy C.
Cóż to takiego? Może ktoś zapyta? Jeśli ciekawy, bo z uwagą
obserwuję ostatnio brak zainteresowania otaczających mnie ludzi czymkolwiek.
Ale może? Tym razem?
Co to takiego 4xC??
Bo 4x4 to pewnie wiedzą Panie i Panowie ;)
A ja tu nie o dżipach a o diamentach. Ciekawe po jaką
cholerę ;)
C jak Color bo tu trzeba trochę znać się na języku Królowej Elżbiety. Doskonały diament powinien cechować się
absolutną czystością, a także być perfekcyjny pod względem struktury oraz być doskonale
przejrzysty. Jednak w przyrodzie niemal żaden diament nie jest tak doskonały i
perfekcyjny. A zatem jak każdy diament nie jestem doskonała! Posiadam zanieczyszczenia chemiczne dzięki
dwudziestoletniemu prawie jaraniu fajek. A jak diament zażółcony, to cena spada…
Tyle, że palenie rzuciłam jakoś może nie bardzo zgrabnie, ale jednak. I tu i
ówdzie przybieram w kolor różowych policzków, czy niebieskich żył na dłoniach,
a podobno te dwa kolory powodują, że diament rośnie w siłę. Wzrasta jego
wartość. To się męczę. Żeby być bardziej
wartościową. Zmieniam kolory niczym kameleon. Uff to byłoby na tyle o pierwszym
C ;)
C jak Clarity. No tutaj pojedziemy. Wewnętrznie. Bo czystość, czy inaczej przejrzystość, to stopień
wewnętrznych skaz diamentów. Takie zupełnie przejrzyste diamenty są bardzo
rzadkie, ale takie z drobnymi uszkodzeniami, też nie są gorsze, tym bardziej,
że aby znaleźć te skazy potrzeba specjalistów i szkieł powiększających co najmniej dziesięciokrotnie.
Ja przejrzysta nie jestem. Mam pełno pęknięć maleńkich w sobie. Mam wewnątrz
kropki, kreski czy te wcześniej wspomniane inkluzje krystaliczne. Niektóre
zrobiłam sobie sama. Inne zrobili mi ludzie, których kochałam i pozwoliłam im
wejść do mojego wnętrza. Zbyt głęboko. To, że wchodzili w ubłoconych butach, to
nic. Błoto wysycha i można wymieść. Jednak włazili z ostrymi narzędziami,
kawałkami szkła, ostrzami noży, kaburami kryjącymi broń palną. Naniszczyli.
Podpalali. Kradli. A jednak, kiedy spojrzysz tak na pierwszy rzut oka, moja
przejrzystość jest krystaliczna. Uśmiech
bije po oczach od rana do wieczora. Do wieczora. Bo później nikt nie widzi co
dzieje się z tym C...
C jak Cut. Szlif. Niestety często mylony z kształtem.
Stanowi o jakości jego obróbki. Na początku przypominałam zwyczajne szkiełko. Diament, nieoszlifowany też wygląda jak zwykłe szkło. A zatem moje nabyte cechy to szlif.
Przedstawia sposób, w jaki ukształtowany i polerowany był diament, od
początkowej formy aż do postaci końcowej.
Jeśli spojrzysz na mnie okiem innym niż moje. Okiem matematycznym.
Zobaczysz cały nowoczesny okrągły szlif, który zawdzięcza się Marcelowi
Tolkowskiemu, miłośnikowi kamieni szlachetnych. Swoją drogą, nie znalazłam
nigdzie wzmianki czy był równie bardzo zainteresowany kształtami kobiet. Jednak
przyglądając się brylantowemu szlifowi… Wydawać by się mogło, że przypomina on
kobiece piersi… Oczywiście jest wiele kształtów szlifów. Powstały na
przestrzeni lat. Jednak ja cenię klasykę. Zawsze na czasie. Jak moje sukienki i
szpilki.
Trzydzieści trzy cechy mojego charakteru jak strony szlifu wierzchniej
części diamentu. Widoczne jak na dłoni. Rozpraszają się na wszystkie strony, na
różne kolory, przybierają uśmiechy, wybuchają płaczem, miłością, przyjaźnią.
Rozglądam się uważnie. Analizuję. I wiem, że nie powinnam zaufać. Wyciągam
jednak białą kartkę, podaję mazak i mówię: pisz. Dla mnie. Po swojemu. Nie chcę
wiedzieć czy historia, którą mi opowiadasz jest prawdziwa. Chcę wiedzieć, czy
potrafisz rozczarować kogoś by pozostać wiernym sobie… Czy potrafisz znieść
oskarżenie o zdradę i nie zdradzić własnej duszy? Czy potrafisz sprzeniewierzyć
się, a przez to pozostać godny zaufania? Nie interesuje mnie, kogo znasz i jak
się tu znalazłeś! Chcę wiedzieć, co jest dla ciebie źródłem siły wewnętrznej
kiedy wszystko inne zawodzi…
Przez te trzydzieści trzy cechy charakteru można przejść do
tych mniej widocznych. Do tych, które są podstawą. To dwadzieścia cztery cechy
wielkiej siły, ambicji, determinacji, które odbijają światło padające z
zewnątrz ku górze, ku koronie diamentu, która je rozprasza… W środku znajduje
się również cienki, niewypolerowany pasek, co przypomina o początkach. Przypomina
o dziecięcej odwadze. Ryzyku bez konsekwencji. Łapaniu za rękę, bo się chce, a
nie zastanawianiu się czy wypada. A czy
ty potrafisz żyć ze świadomością porażki, swojej i mojej, a mimo to nadal stać
nad brzegiem jeziora i krzyczeć do srebra pełni księżyca głośne TAK?
Jeśli jakiś znawca szlifuje diament i wydaje mu się, że jest
w tym świetny, to nie wystarczy popatrzeć i stwierdzić, że to piękny diament.
Trzeba spojrzeć temu diamentowi prosto w oczy i nie móc znaleźć żadnej ciemnej
głębi smutku, tylko radość, że mistrz spisał się świetnie. Jasność w oczach
jest odzwierciedleniem tegoż szlifu. Ciężko też od razu znaleźć błąd. Jakość
szlifowania jest najważniejszą cechą diamentu, jednak najtrudniej ją ocenić.
C jak Carat. Czyli waga diamentu. Dla kamienia to ważne. Im
większy tym lepiej. A dla mnie? W strukturze cech również. W wyglądzie może
niekoniecznie. Chociaż jakoś pozbyłam się kompleksów, z którymi walczyłam ponad
połowę dotychczasowego życia. Dziś mogę stwierdzić, że moja waga doświadczeń
jest wielka i potrafię z niej wyciągnąć kosze wniosków. Porozkładać je na
szalach i porównać z wcześniejszymi latami bądź zwyczajnie odrzucić czy
zastąpić innymi, zasłyszanymi od kogoś, niekoniecznie tymi opłaconymi swoim
skalpem. Ta druga waga skoczyła przez te
wszystkie zajadane depresje. Jednak patrząc w lustro, nadal mam wrażenie, że
piękno zostało naruszone tylko odrobinę i jeszcze da się wypolerować te kilka rys.
Wciąż potrzebuję dobrego jubilera, który nie będzie wytykał złych nawyków, ale
zachęci do wyrabiania tych dobrych…
Pozwolę sobie też na reklamę, że jednak wysoko cenię siebie i mam do
tego podstawy. Moja carat weight jest wysoka ;) A cena diamentu rośnie
proporcjonalnie do liczby karatów. Dzieje się tak dlatego, że duże diamenty są
bardzo rzadkie, cenne i pożądane. Pożądane! Hehehe ;)
Zupełnie nie wiem co ja z tymi diamentami dziś. Jednak
dzięki tym myślom, porównaniom i
zagłębianiu się w wiedzę na temat tychże kamieni, zupełnie zapomniałam, że
miałam się rozpłakać przy Can’t Get You Off My Mind ;)
Tym razem wątek przyrodniczy. O rosnących pod śniegiem i lodem kwiatach, co zwą się sercami... ;)
"Nie była płytka jak Pisia-Gągolina. Jednak zlodowaciała, zamarznięta jak owa rzeka podczas wiejącego Ksawerego w grudniu 2013. Czekała wiosny. A ta za cholerę nie chciała przyjść. Skuła nawet bardziej lodem niż zima. I zasypała śniegiem grubiej niż tłuszcz okalający ciało Isabelli Brant.
Rubens miałby co malować, gdyby malował wielkie serca. "
Człowiek istota niestworzona do monogamii pluje na zdradę przestawiając zasięg świateł tej lampy co potyka się o nią ślepy na swoją korzyść wybielona wyczyszczona kłamstwem najsłodszym zamiast gorzkim smakiem prawdy jako zwycięzca z przypiętym do wianka liściem laurowym choć wyjętym z barszczu na zakwasie z hucpą znaną tylko sobie podniesioną głową uśmiechem teatralnym szyderczo upuszcza łzę niby wzruszenia że oto zmęczona jak bokser po walce zbiera słowa otuchy litości
popsuta wyobraźnia omamy podsuwa tu scena tam flesze fałszywy sufler
i tylko cztery puste ściany i cztery litery na samotnym bujanym fotelu przypominają
resztę porannych kaw wypija w samotności
02/07/2012
Nadal wierzę w człowieka, ale... popatrzcie na siebie sami...
"Nie staraj się zostać człowiekiem sukcesu, lecz człowiekiem wartościowym" - Albert Einstein