Polecane przez czytelników :)

"-Pieprzysz się z nią? -Nie wiem." Autroska analiza bezpiecznej odpowiedzi :P

      Każda decyzja, którą podejmujemy jest albo dobra albo zła. Nie ma niczego pośrodku. Albo zero albo już coś. Jakiś niedouczony, ale jed...

wtorek, 31 marca 2015

Emocje! Nauka ma nas uspokajać, tulić nawet! Sztuka ma denerwować! Poruszać! :)



   Opuściłam się w pisaniu. Wiem. Dużo roboty. Przeprowadzka z dołu do góry i z góry na dół. Remontowanie. Urządzanie. Pewnie potrwa jeszcze dwa lata, ale najważniejsze, że syn ma w końcu swój pokój. Ciekawe co mu się przyśniło pierwszej nocy na nowym łóżku ;) Jednak nie o tym. 


Przez te ostatnie tygodnie nie bardzo miałam czas, żeby śledzić portale społecznościowe. Sporadycznie czytałam nowinki kulturalne. Zdarzało mi się coś kliknąć przyciskiem „lubię to” na fejsie albo dodać +1 na Google, udostępnić jakiś interesujący post. I tak właśnie stało się w minioną sobotę. Mój ulubiony antykwariusz udostępnił piękny cytat ubarwiony zdjęciem olejnego obrazu Gottardo Ciapanna „Kuszenie świętego Antoniego”.
    Oto, co pojawiło się w komentarzach pod moim postem zapożyczonym od antykwariatprl.pl: „foto niesmaczne , a co do czytania kto powiedział ze ten co napisał napisał rzeczy które warto zapamiętać.” Albo „jeżeli to jest sztuka rozumie dlaczego nie interesuje mnie takie g....” i na koniec „To napawaj sie tym badziewiem do bólu skoro jesteś takim znawcą hihihi nawet możesz zabrać je do siebie zrobisz innym przysługę.” 

Strażak ze śląska mocno się obruszył, jak widać. Lubię chłopaka, jednak uważam, że mimo mojej wszechobecnie znanej tolerancji do gustów… Bez przesady, aż tak tolerancyjna nie jestem. Moja tolerancja ma granice. Granice zderzają się nawet z rasizmem albo zwyczajnie nim są. Kiedyś uważałam, że świat, ta globalna wioska jest kolebką dobrych ludzi i zwierząt, że w naturze czynienie dobra jest swoistym celem od zarania wieków. Otóż tak nie jest. I z pełną odpowiedzialnością za moje słowa mogę powiedzieć, że to właśnie zło jest wszechobecne. Dobra musimy się nauczyć. Jak mówienia czy chodzenia. Jednak z tym dobrem, to nie takie proste. To nie jest naturalny odruch. Już od samego początku istnienia człowiek jest zły. Bo nakierowany na to zło przez innych ludzi. Rodziców, dziadków… Tak! Dziwicie się? Jak mówisz o matce ojca własnych dzieci? Jak Twoja matka mówi o matce Twojego syna czy córki? A Ty? Czy zawsze jesteś wzorem dobra? A dzieci słyszą. Wydaje się, że zajęte zabawą, a jednak słuch mają doskonały. Gdybyśmy, jako ludzie, społeczeństwo poświęcili więcej uwagi na skierowaniu młodych ku sztuce, to może i byłoby większe zapotrzebowanie na używki, ale kultura za to sama w sobie ;) Ktoś powie, że tak i tak niedobrze. Jednak uważam wciąż niezmiennie, że mój mistrz Terry Pratchett mówił mądrze: Wszyscy ludzie są źli, tylko niektórzy stoją po przeciwnej stronie…

Nie każda sztuka nam się podoba. To zrozumiałe. Jednak warto spojrzeć dwa razy. Może nawet trzy. Zastanowić się nad interpretacją. Własną. Dlaczego coś przeraża? Dlaczego coś innego wywołuje błogostan wewnętrzny? Dlaczego coś uspokaja, a coś zwyczajnie wkurwia? Jeśli pierwszy raz czytam wiersz i nie rozumiem go, to czytam raz jeszcze. Słowo po słowie. Powoli. Tak, aby każda cząstka sylaby dotarła do mózgu. Takie napawanie się dźwiękiem własnej mowy. Niech będzie, że nawet w myślach. Nie zawsze czytam na głos, choć to akurat u mnie częste zjawisko jeśli o poezję chodzi. Z obrazami mam inaczej. Patrzę wnikliwie na każdy szczegół. Przyglądam się długo. Zauważam lub nie zauważam punkt, który wywiera wrażenie lub wręcz przeciwnie. Kolejny etap, to zapamiętanie obrazu pod zamkniętymi powiekami. Jeśli czuję, że obraz ożywa i wciąga mnie do siebie, to znak, że jest w nim coś niezwykłego. Później kuszę się o własną interpretację, a na końcu szukam przesłania autora. Może się zdarzyć, co oczywiste, że coś zupełnie do mnie nie przemawia. Nie mam zdania. Nie wzbudza we mnie emocji. Zapominam o incydencie. Widocznie nie był godny mojej wspaniałej osobowości i wiedzy :P

Kolegę, jak widać, obraz oburzył. A to świetnie! Są emocje! Czyli sztuka sama w sobie! Tutaj link do tegoż zdarzenia, jednak nie gwarantuję, że kiedy dziś to czytasz, to komentarze jeszcze istnieją… Ja nie usuwam. Chyba, że ktoś wyzywa mnie od kurwy, dziwki i tym podobnych. Nie przeczę. Zdarzyło się tak. Teraz dostaję takie cukierki w prywatnych wiadomościach. Zjadam je. Jak to cukierki ;)

Odpisałam, zgodnie z prawdą, bo tak też uważam, że na szczęście sztuka to nie jest jedzenie i nie należy dawać jej wszystkim. Tutaj nie może być sprawiedliwie. A już z pewnością nie po równo. Jeden zeżre i zwymiotuje, a inny nie będzie mógł przełknąć nawet jednej ósmej i resztę wyrzuci do śmieci. Niewielu naje się do syta, a co pozostanie pieczołowicie zamrozi, spakuje hermetycznie czy nawet zakisi do kolejnej uczty. Kulturalnej. Albo na sztachety.

C U SOON bejbe ;)


czwartek, 19 marca 2015

Zanim mnie dotkniesz...


Miłość nies­pełniona to spe­cyficzny rodzaj niena­wiści. Miej­my się na baczności przed jej ofiarą - myślącym samotnikiem...

"Zanim mnie dotkniesz"

Zanim mnie dotkniesz
pod powiekami poszukaj
jej uśmiechu
przywołaj miękkość włosów
między palcami
głos jej niech zabrzmi
w uszach

usłysz dźwięk
skrzypiącej huśtawki
gdy piliście wino
z jednej butelki
machając nogami

poczuj
zapach trawy
sprzed lat
gdy pierwszy raz
udało Ci się ją złapać

smak karminowych ust
pierwszego pocałunku
i oddech jej snu
obok

zanuć piosenkę
z wakacyjnej dyskoteki
tę, co w jej takt kołysała biodrami

przywołaj
wasze najlepsze wspomnienia

połóż rękę na swojej piersi
i powiedz, że przysięgasz
jak jej przysięgałeś na wieki

a potem otwórz oczy

i idź

27/10/2013


czwartek, 12 marca 2015

Wstęp do latania - fragment zimowo katastroficzny..

   Czasem katastrofa na drodze nie robi takiej krzywdy jak ta w środku serca. Są ludzie, którzy zawsze będą kojarzyć się z bólem. A są też tacy, których utożsamiamy z wesołą piosenką. Jako że na świecie nie ma sprawiedliwości, nie spotykamy ich w naszym życiu po równo. Ba, czasem spotykamy tylko jednych. Albo nie spotykamy nikogo, kto pokazałby nam gdzie zaczyna się przygoda życia. I żyjemy smętnie, bez celu jak student o trzeciej nad ranem. 
Zdarza się, że jeden bodziec zmienia całe życie. Tylko trzeba go dostrzec. Poczuć. Zawyć. Zapiszczeć...
Miłej lektury ;)
"Chwilę po tym telefonie, który przyniósł złe wiadomości, Arg straciła panowanie nad kierownicą. Biały peugeot 206 zsunął się poza krawędź jezdni. Droga numer 8 w Jankach, na wylocie z Warszawy, tego dnia była oblodzona pod świeżym opadem śniegu. Auto bezwiednie sunęło w stronę rowu. Arg puściła kierownicę. Nie myślała o niczym szczególnym. Migawki z życia też nie przebiegły jej przed oczami. Jakby była pewna, że nic gorszego nie może się już wydarzyć. Od dawna było wiadomo, że Arg posiada jakiś szósty zmysł. To nie była intuicja. Gdyby Arg posiadała intuicję, to nie wpadałaby wciąż na nieprzychylnych ludzi w jej życiu. Ludzi, którzy nawet nie próbowali zastawiać na nią pułapek, oni byli po prostu źli i wciąż wyrządzali innym krzywdę. Była jedną z wielu ofiar. Jednak wciąż wstawała jak Feniks z popiołów. Odradzała się jak wątroba Prometeusza. Wychodziła z piany jak Afrodyta. Ale nie miała sposobu na blizny. Rosły w niej jak wielki kamień. Prawie taki jak ten, który teraz zahaczył o podwozie zsuwającego się do rowu auta i zatrzymał je nad głębokim dołem. Otworzyła drzwi i wysiadła na mróz.
- Pomogę - powiedział mężczyzna zza jej pleców. Odwróciła się i zobaczyła kilku dobrze zbudowanych facetów wysiadających ze swoich aut.
Skąd nagle wzięło się ich aż tylu? Nie miała pojęcia i wcale nie zastanawiała się nad tym. Ten głos zza jej pleców nie pasował do żadnego z nich.
"Pozory mylą" - pomyślała. I już prawie skończyła rekonesans kiedy zza jej samochodu podniósł się On. Nie myślała już o niczym więcej.
- Tutaj da się zaczepić linkę- powiedział i ich spojrzenia spotkały się. Uśmiechnęli się do siebie. Nie chciała żeby kiedykolwiek się jeszcze spotkali.
Przeznaczenie?
- Co Ty tutaj robisz? - zapytała zdumiona. Minęło tyle lat, że nie umiała ich teraz policzyć.
- Arg? Kurczę, nie poznałem Cię - zaskoczony przestał rozplątywać linkę.
- A nie, to chyba pomyłka, podobny Pan do kogoś z przeszłości - chciała walnąć sobie w twarz za wcześniej głośno wypowiedziane zdumienie.
- To nie pomyłka, to ja - powiedział z uśmiechem.
Tego dnia Arg nie wróciła do domu. Od tej chwili przestała być kochającą żoną i odpowiedzialną matką. Wywróciła swoje życie do góry nogami. W końcu zrozumiała, że aby być szczęśliwą trzeba na początku zacząć kochać siebie. Zapałała tą miłością tamtego dnia. Postawiła wszystko na jedną kartę. Na Damę Kier, którą właśnie się stała."


poniedziałek, 9 marca 2015

Dźwięki

O mojej słabości. Do dźwięku. Do Maleńczuka, Manson'a, Pop'a... I tych kilku chwil, kiedy nic nie było ważne oprócz mnie i szumu w uszach... Wtedy, teraz czy później... ;)


"Kaci obcują z katami. To degeneruje? Możliwe." S. J. Lec



"DŹWIĘKI"

Odbite echem
dziewczęce marzenia
grają znów w uszach
dźwiękiem Sinatry
z winylu
drażnią nerwy
spinają ciało

niech tylko szepnie
tuż nad karkiem
nie powiem "nie"
nie powiem nic
powstrzymam
bijące to głupie
w klatce

ulegnę

jak kartka papieru
nad płomieniem
jak pąki kwiatów
ku słońcu

i bez poezji
jak dziwka za stówę
czy nawet jej pół

brzmieniom
tych dźwięków
ulegnę


23/02/2013


"Maszeruję z nimi do celu. Ale w takt innej melodii..." S. J. Lec

Foto by Ela Rogalska


niedziela, 8 marca 2015

Dzień Kobiet Dzień Kobiet niech upiją się na zdrowie!

   Dzień Kobiet, to ja mam codziennie. Oprócz ósmego marca właśnie. Jedyny dzień w roku, kiedy czuję wokół siebie jakąś pustkę. Nie mówię, że tak było zawsze. Daleko szukać nie trzeba. W zeszłym roku tej pustki nie czułam. Iście komunistyczny ten ów dzień był nawet. Imponujący bukiet  czerwonych goździków, podarte już później pończochy i noc pełna erotyzmu. Działo się. Podobną ekstazę przeżyłam również trzy lata temu. Chociaż akurat żaden przystojniak nie znajdował się wówczas aż tak blisko, że ciało do ciała. Wtedy mój stan posiadania stanowił totalne zero w tej materii. Jednak  obcy ludzie obdarowali mnie takimi prezentami, że zapamiętam ten dzień do końca życia. Słoneczny dzień pracy. Łódź. Piotrkowska. Bilety na Euro 2012! To wtedy właśnie okazało się, że zobaczę Stadion Narodowy od środka i pokażę go synowi. Ach, zapierał dech. Rok później zabrałam go na Camp Nou. Niesamowite wrażenia. Ale nie o tym dziś.

   Owszem, każdy ósmy marca, to kwiatki, cukierki i życzenia. Od znajomych czy mniej znajomych. I tyle. Wolałabym żeby było tak jak rok temu. Zajebiście. Nie mam tu na myśli jakichś wielkich, komunistycznych obchodów tegoż święta, jednak byłoby miło dzielić z kimś emocje, poglądy. Na przykład skąd i dlaczego jest to święto? Wiele osób kojarzy je tylko z latami osiemdziesiątymi, kiedy zdobyło ono swoją popularność w naszej ciągle odgrzebywanej PRL albo niestety z ruchami feministycznymi. Czy ktoś kojarzy z lekcji historii o starożytnym Rzymie tamtejsze Matronalia? Przypadały one na pierwszy tydzień marca, a związane były z początkiem wiosny, macierzyństwem i płodnością. Mężczyźni wówczas obdarowywali swoje żony prezentami i spełniali ich życzenia. Wiecie, takie małe, przyziemne sprawy. Żeby kobieta poczuła się wyjątkowo.
   Setki lat później idea święta odrodziła się najpierw w Ameryce, a za chwilę w Europie. Miała już bardziej współczesny oddźwięk. Chodziło o prawa kobiet z klas robotniczych. Zapieprzały jak każdy w wielkich fabrykach bez prawa głosu, za mniejsze wynagrodzenia. Myślę, że niepotrzebnie na przestrzeni lat włączyły się do tego feministki, bo święto zaczęło tracić na wartości. Bo cóż to takiego feministka? Baba w portkach. Ani to chłop, ani tym bardziej kobieta.

   Dzień Kobiet to święto tych, co codziennie widzą w lustrze odbicie prawdziwej, pięknej  kobiety. Bez względu na wiek. Na ilość zmarszczek. Na obwód w biodrach. Kobieta jest silna i krucha jednocześnie. Uśmiechnięta, chociaż często dławi się łzami. Jak upada, to samo dno, ale tylko po to, żeby później wejść wyżej. Do nieba. A jak do nieba, to do siódmego. Wiecie, takie ćwiczenia, żeby nie sflaczeć. Tylko bez Chodakowskiej. Swoją drogą, Chodakowską lubię, mimo, że nie mam siły po tych emocjonalnych eskapadach już nogą ruszyć, to kobietę podziwiam, ma pasję. Realizuje się w tym co robi i w głowie ma poukładane. Może kiedyś i ja skorzystam z treningów, na razie tylko od czasu do czasu korzystam z jej książki z przepisami. Polecam.

   Wracając do tego kim jest kobieta. Ta prawdziwa. Jej trener wewnętrzny to emocje. Zagrzewają do walki albo przeciwnie, powodują, że ma ochotę umrzeć tu i teraz. I kiedy najlepszy psychiatra mówi, że już nic nie da się zrobić, to ona zwyczajnie wstaje, ociera łzy, poprawia makijaż i uśmiecha się do niego mówiąc: I kto tu kogo qoorwa ma leczyć??
Kobieta potrafi robić kilka rzeczy jednocześnie. Gotować, sprzątać, karmić dzieci, pracować zawodowo na dwóch etatach i jeszcze z powodzeniem realizować swoje pasje. Potrafi też kochać, podziwiać, szanować. Potrafi wiele. Albo i jeszcze więcej. Wciąż jest niedoceniana za swoją rozległą wiedzę, ciepło, błyskotliwość umysłu. Szkalowana zaś za piękno, seksapil czy zaradność. Zgadnijcie przez kogo. Przez babska zazdrosne. Koniec zgadywanki.
   Ale prawdziwa kobieta, to nie jest perfekcyjna Pani domu. Znajdziesz u niej kurz, brudne naczynia czy stertę prania do wyprasowania na kanapie. Tyle, że ona tej sterty nigdy nie wyprasuje. Kiedyś włączyła żelazko i zostawiła na cały dzień na desce. Poza tym, są lepsze rzeczy do zrobienia niż prasowanie. Można iść do lasu na spacer i gonić za wiewiórkami. A ciuchy mają to do siebie, że prostują się pod wpływem ciepła naszego ciała ;) Kobieta nie jest nudna. Ale jeśli chcesz spędzić życie w kapciach na kanapie sącząc piwo czy wino przed TV, to omijaj kobiety szerokim łukiem. Nieważne jakiej płci jesteś. Radzę ominąć. Bo ciśnienie skoczy. Zdradzę taki sekret kobiecy, otóż kobieta nie chce rządzić, ona chce mieć tylko rację. A co kto sprytniejszy, to wie jak pogodzić wodę z ogniem.
   I tak na koniec. To powinno być motto kobieco męskie ;)

"Z kobietami zmiennymi łatwiej jest wytrzymać niż z nudnymi. Czasami, co prawda, się je morduje, ale rzadko porzuca". G.B. Shaw

piątek, 6 marca 2015

Wysypisko

"Wysypisko"


niecierpliwie
szukam natchnienia
celowo zahaczam
o biografię Stalina
hitlerowski wąs
szelmowski uśmiech Benita
żydowskie dłonie
krwawiące na krzyżu
o ciemne kąty
w śmierdzących bramach
miejskich kamienic
depczę po piętach
brukowym szmatławcom
żyjącym z sensacji
brudu i nieszczęścia
przedzieram się
przez polityczne bagno
katolickie knieje
sąsiedzką zazdrość
korporacyjną zawiść
i wszędzie czarno
brudno
złośliwie
mdli mnie od krwi
wymiocin
przy wejściach do klubów
gówna i moczu
pod śmietnikami

kupuję zielony płaszcz
od handlarza starzyzną
idę do lasu
nie wracam
na wysypisko

28/01/2013


Pisane w gorączce 39,7 ;) Obrazay majaczyły pod powiekami, a pośród tego brudu, kurzu... stałam ja... czy na tym wysypisku byłam jednym z miliona śmieci? Pewnie tak. Jednak chęć ucieczki i bycia kimś wyjątkowym jest silniejsza. Wystarczy, że będę wyjątkowa dla jednej osoby, a z resztą świata poradzę sobie świetnie...

foto by Ela Rogalska :)

"Straszne, że od każdego jutra dzieli nas ciemna noc" S.J. Lec

środa, 4 marca 2015

Wstęp do latania - fragment A! Kochliwy ;)



    Jest i tutaj! Wyszedł w czerwcu 2013 prosto z piezza jak włoska pizza ;)
czyli kochliwy fragment mojej książki, która powstaje w kawałkach dość porozrzucanych... Bo skoro mówimy aspołeczny, czy apolityczny... To dyplomatycznie na pytanie "Czy Ty mnie kochasz?" Możemy powiedzieć "A! Kocham!" :D
Miłej lektury. 

"Kierowały nim pobudki czysto seksualne. Nie był zabójczo przystojny, ani średniowiecznie romantyczny. Nie używał żelu do włosów, krawatów jedwabnych czy zegarków w stylu Marca Jacobsa. Nie przynosił kwiatów, nie pisał listów, ani tym bardziej nie wydzwaniał w środku nocy z tęsknym "kocham Cię, kochanie".
Za to potrafił tak manipulować kobietami, że te wierzyły iż on to wszystko robi. Był niczym Giacomo Casanova, tylko bardziej współczesny. Snuł opowieści w taki sposób, że słuchające ich panny tudzież mężatki, widziały oczami wyobraźni te wszystkie sytuacje, rzeczy i nawet czuły zapachy, którymi nie pachniał. Potrafił czarować. Oj, potrafił! Bez cylindra, królika i różdżki. Chociaż nie. Różdżkę to on miał. Tęgą.
Jak już zaciągnął do łóżka taką naiwnie zakochaną, jedną czy drugą, to wyciągał tą swoją różdżkę z brzydkich slipek, bo w dupie miał czy są ładne, one i tak nie zwracały na to uwagi, i czarował. Orgazmy miały naprawdę. Był tego pewien. I zawsze wracały. Choćby traktował je obojętnie. A traktował. Płakały, kwiliły, dławiły się łzami. Pocieszał. Ale tylko wtedy, gdy miał w tym cel seksualny.
I tylko jedna nie chciała wrócić. Wkurwił się."
Wstęp do latania - Agnieszka Błaszczyk

foto by Ela Rogalska :)

poniedziałek, 2 marca 2015

Przemądrzała, sentymentalna suka... może ją znasz?? :P


    Są książki, filmy, piosenki, do których się wraca. Choćby i po kilku dekadach. Po latach czytania, oglądania czy słuchania innych, ciekawych wydań. Myśli biegną gdzieś do tamtych odczuć sprzed, wydawać by się mogło, wieków. Skrzywione biegiem czasu, pokolorowane przez wyobraźnię, czasem zupełnie inaczej odbierane teraz niż wtedy, gdy działy się naprawdę. Jednak wracamy do nich, bo odbiły na nas piętno tamtego lata czy zimy ;) Tak jest też z ludźmi, których spotykamy. Przypuszczam, że też tak macie. Ja mam. Przez moje życie przewinęło się tysiące, a może nawet setki tysięcy różnych twarzy, rąk, oczu… O niektórych zapominałam po godzinie, o innych po kilku dniach, a jeszcze inni pozostali gdzieś głęboko w mojej głowie na zawsze. Nie oznacza to, że o nich myślę bezustannie. Na pierwszy rzut oka zapomniałam o nich, jednak jakiś impuls powoduje, że nagle wychodzą gdzieś z zakamarków podświadomości i żyją własnym życiem w które wpakowała je moja wyobraźnia.

    Kiedy patrzę na rozległe wody jakiegoś jeziora, przypominają mi się niebieskie oczy, a może one były zielone? W każdym razie były piękne. Może jeszcze są. Nie wiem. Pamiętam jego miękki głos. Może wciąż ma taki. Trudno to ocenić po tylu latach, kiedy nie słyszałam żadnego słowa od niego. Pamiętam jak leżeliśmy razem w namiocie w deszczowe dni i opowiadaliśmy sobie przeróżne historie. Tańczyliśmy w światłach dyskoteki, która podobno istnieje do dziś… Nie zapomnę jak z wielką pasją traktował swoje auto i jak składając radio została mu jakaś część, która nie pasowała nigdzie… A później wszystko spieprzyłam. Modelowo. Jak to ja. Spotkaliśmy się rok później. Przyjechał niezapowiedziany. To nie był dobry moment. I tak już zostało. Zaprzepaszczone. Jednak wspominam z uśmiechem tamto lato. Pierwszą miłość. Było cudownie.

   Kiedy patrzę na morze podczas gdy piasek masuje moje stopy, wspominam Sandrę. Miała wtedy 9 lat. A zatem dziesięć lat młodsza ode mnie. Dziecko. Spędziłam kilka dni wakacji z moim przyjacielem u jej rodziców w Rumi. Sandrę poznałam w Gdyni na plaży. Dziewczynka, która pokazała mi wtedy, że życie płata figle, niekoniecznie przyjemne, a mimo to, można być szczęśliwą osobą. Podczas gdy budowałyśmy zamki z piasku opowiedziała mi historię wychowywania jej przez babcię, jak tęskni za mamą, która wciąż boryka się z emocjonalnymi problemami. Jej mama tamtego lata miała lat 22…

   Kiedy słyszę dźwięk gitary, mam przed oczami obraz mojego byłego męża i słyszę w głowie jego głos jak śpiewa radziecką piosenkę. To inne spojrzenie na wspomnienia, bo z nim kontaktuję się do dnia dzisiejszego i widujemy się dwa razy do roku gdy odwiedza Polskę. Jednak wspominając te chwile gdy jeszcze się poznawaliśmy, dziś wiem, że dzięki tamtym wydarzeniom mogę powiedzieć zdecydowanie, że niczego nie żałuję. To był wspaniały czas. Mój największy skarb z tamtych dni zajada właśnie pomidorową i opowiada przy tym jak było w szkole.

   Kiedy słyszę Autsajdera Dżemu, czuję zapach tytoniu i szorstkość policzków między udami. Czuję silne ramiona obejmujące mnie podczas gdy oglądaliśmy skecze na YouTube do późnej nocy. Pamiętam ten jego niedbały, chropowaty tembr głosu kiedy szeptał mi do ucha jaka jestem zajebista. I co z tego, że nic mi nie obiecywał? Że nigdy nie mówił o przyszłości ze mną? To nie było ważne. Liczyło się tylko tu i teraz, a właściwie tylko tam i wtedy. Wiem tyle, że ułożył sobie życie. A ja nie zapomnę, że wtedy dorosłam do prawdziwej kobiecości. To co wydarzyło się u schyłku naszej znajomości zakrawa o farsę, jednak dzięki niemu stałam się kobietą. Jestem nią do dziś, za co serdecznie dziękuję.

   Mini Cooper. Mknie uliczkami Nicei. Nieważne, że tak naprawdę jestem w Łodzi czy w Warszawie. Francuski akcent Roberta i jego przesadne dbanie o swój wygląd. Komiczne, bo nie w moim stylu. Są czasem ludzie, którzy wydaje się, że nie pasują do nas na pierwszy rzut oka. A jednak spotkaliśmy się przy barze i nasza znajomość trwała kilka lat. Dopasowaliśmy się na ich przestrzeni. Ja byłam gotowa do wyjścia w pół godziny. Robertowi schodziło trzy razy dłużej… Pamiętam jak przypaliłam żelazkiem jego nową, czarną koszulę Hugo Bossa. Wściekł się. Wiedział, że olewam takie bzdety, co okazywałam, jak to mówił później kolegom, z wdziękiem. Nie mógł obrażać się na mnie zbyt długo, bo tylko ja mogłam zaspokoić wszystkie jego potrzeby, jak mawiał, uważając na jego skoki ciśnienia w najmniej oczekiwanych momentach. Był przystojniakiem jakich mało. Do tego pełna kultura. Nigdy przy mnie nie obejrzał się nawet za inną, chociaż jego wzrok podążał za długimi nogami, wyeksponowanymi biustami czy nawet falującymi blond włosami. Zupełnie różny typ urody od mojego. Udawałam, że nie widzę tego zeza. Bo po co. Głową nie kręcił. Jednak to ja miałam klucze do jego mieszkania i dokumenty od Mini Coopera w torebce. Jego dom był w Nicei. Tam też było kilka kochanek. I żona. Pewien dzień okazał się dla mnie gorszy. Emocjonalnie. Oddałam swoje przywileje kochanki. Od ostatniego kontaktu mijają chyba cztery lata. Może nawet więcej. Pięć? Sześć? Nie wiem. Nie noszę zegarka.

   To wszystko wydarzyło się lata temu. A jednak wraca. Nie wiem czy jeszcze ktoś tak bardzo pobudzi moje emocje, że będę pamiętać go przez kolejne dekady. Nie wiem czy miniony rok, który tak obfitował w różne przeżycia, emocje i spowodował, że łzy przysłaniały mi świat, będzie wart wspomnień. Na razie odpycham co złe i z tych działań wychodzi, a matematyka przecież nie kłamie, że na miły uśmiech zasługuje raczej ktoś inny niż ten, któremu poświęciłam nieprzespane noce i mokre od łez poduszki…

   Jest jeszcze tyle przede mną. Tyle życia. Tyle nieodgadnionych myśli, które mogą pojawić się niespodziewanie. Dziś biorę głęboki oddech. I rozbieg. Myślę więcej o sobie. O tym czego chcę dokonać. Kim jestem? Kobietą. Sentymentalną, jak widzisz. I kocham siebie. Możesz złapać mnie za rękę i iść obok. Ale nie hamuj. Nie każ zawracać. Przekonaj mnie, że mogę podążać też Twoją ścieżką. Jeśli mnie pokochasz, to będziesz najszczęśliwszym osobnikiem we wszechświecie. Skąd to wiem? Bo jestem przemądrzała ;)