Polecane przez czytelników :)

"-Pieprzysz się z nią? -Nie wiem." Autroska analiza bezpiecznej odpowiedzi :P

      Każda decyzja, którą podejmujemy jest albo dobra albo zła. Nie ma niczego pośrodku. Albo zero albo już coś. Jakiś niedouczony, ale jed...

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Agroturystyka - folwark uczuciowy ze zwierzętami w tle... ;)


***
     Jak to jest z tymi mężczyznami? 
Wolą być na łańcuchach swoich dziewczyn, narzeczonych tudzież żon? Czy raczej wybierają na te funkcje kobiety, które nie stosują obroży, kajdanek (chyba, że do celów czysto erotycznych :P), histerycznych krzyków, nieustających telefonów? Otóż, z moich obserwacji wynika, że wolą te pierwsze. Większość. Nie wszyscy, ale jednak. Bo jakże powiedzieć do swoich kumpli z roboty, że jego żona nie zabrania piątkowego pokera, własnego zdania na temat wyprawki dla bobasa, a nawet swoich własnych portek. Bo jakże się przyznać przed gronem rasowych psów na smyczy, które utyły od siedzenia na kanapie, srających w dziecięce piaskownice, że jest się wolnym, ale kochanym i szczęśliwym kundlem? 
     Znałam wielu, którzy wydawali mi się na początku niezależnymi samcami alfa. Niestety później oczekiwali ode mnie ciągłego zainteresowania. Chcieli, abym stała się upierdliwym babsztylem, co to ciągle pyta, dostosowuje się do niego, do jego pasji, opinii i za żadne skarby świata nie myśli o sobie jako o człowieku, a jako podczłowieku. Miałam stać się kimś, kto marudzi, obraża się i wciąż stara się o swego wybranka w sposób, dla mnie osobiście, co najmniej śmieszny. A z pewnością uwłaczający jednostce ludzkiej. Miałam stać się wycieraczką. I powiem Wam, że niektórzy byli blisko. To z miłości mojej. Zawsze mocnej. Prawdziwej. Nie było tych miłości na szczęście zbyt wiele. Trzy raptem. Jeden tylko z nich nie próbował ze mną tych sztuczek. I chwała mu za to. I to właśnie dzięki niemu dotarły do mnie sygnały od pierwszego, a po latach zrozumiałam jego lekcję z trzecim delikwentem. Rola wycieraczki do mnie nie pasuje. I nawet z powodów zdolności aktorskich, nie zamierzam się w nią wcielać. 
     Nawiązując do aktorstwa. Przez dwa pierwsze lata liceum grałam Ewę w humoreskach Gałczyńskiego. Latałam po scenie w kostiumie kąpielowym. Wyobraźcie sobie, że sala prawie zawsze była pełna hehe. I tu powinnam podziękować mojej mentorce. Irena Dawid-Olczyk, thx a lot ;) Justyna, Iza, Romek i Marek też byli fantastyczni. To najlepszy licealny czas. 
     Jednak do rzeczy. Nie lubię mężczyzn, którzy udają maczo. Udają niezależnych, wolnych, a w gruncie dążą do bycia kanarkiem w klatce. Wolę słowiki. Na wolności. Co nie oznacza, że słowik jest typem poligamicznym. Jeśli słowik polubi krzak pod Twoim oknem, a Ty od czasu do czasu sypniesz pszenicą, to słowik będzie budził każdego ranka uroczymi melodiami. Dotyczy słowików. Z całą pewnością. Co do mężczyzn, pewności nie mam.
     Niestety ta wykastrowana część męskiej populacji, wykastrowana z jaj i tego fragmentu mózgu odpowiadającego za samodzielne myślenie, zupełnie nie zauważa jakby tych kobiet, co chcą ich zwyczajnie kochać. Ba! One kochają. Bezwarunkowo. Bez podtekstów. Bez mizdrzenia się jak te wykastrowane, choć z jaj nie da się ich wykastrować, bo takowych nie posiadają, to jednak z mózgu owszem - laski, dupy czy jak tam je nazywają. Ja nazywam je babami. Albo bardziej obraźliwie - babsztylami. 
I ni cholery, nie zmienię podejścia. Skoro jeden taki mi się przytrafił, bez mała idealny dla mnie samiec alfa. Prawdziwy, żaden fotomontaż. To znaczy, że istnieją jeszcze gdzieś podobni może. Trudno, żeby to był jedyny egzemplarz. A jeśli był? Trudno już teraz. Wieki temu. Swoją drogą, niezłe było z niego ziółko. Dla mnie idealne. Może kiedyś opiszę tą historię, jednak jeszcze nie czas i miejsce. Piękne to były dwa lata. Poza tym, musiałabym sobie przypomnieć, a sporo z pamięci ubyło.
     A zatem nie zamierzam zakładać łańcucha. Ani sobie ani nikomu. Bo tacy na łańcuchach cześciej nie wracają na noc do domu. Tacy właśnie kłamią. Wiem, bo też kłamałam. Tacy uciekają od wspólnych śniadań, kolacji. Nie zwierzają się, bo znowu usłyszą gderanie czy ujrzą pukanie palcem w czoło. Tacy wymagają akceptacji. Siebie. Swoich pomysłów. Oczekują pomocy i tę pomoc muszą mieć daną. Nie kupioną. Nie wykrzyczaną. Bez szantażu emocjonalnego. Tacy ludzie są kotami. Czy ktoś koty lubi czy też nie. Nie ma to żadnego znaczenia. Koty są wierne, jeśli jest im dobrze. Jeśli mogą wspólnie wygrzewać się w słońcu. Jeśli jedzeniem nikt nie rzuca o podłogę. Takie koty są szczęśliwe, że po wędrówce, każde własną drogą, mogą bezstresowo wrócić do domu i obudzić się rano obok siebie. Nie mają problemu ze znalezieniem tej właściwej ścieżki. 
Tak właśnie jest z kotami. A z mężczyznami? Nie wiem. Wciąż jednak wierzę po cichu, że w końcu dadzą znać o swoim istnieniu. 
Niech się choćby oburzą.

***

C.D.N. za kilka dni jak pozbieram myśli ;)

foto: Skalne Miasto, Czechy, lipiec 2014

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Depresja godna linii brzegowej Morza Martwego... Tak powstają dzieła do Nobla :P



     Rozmawiałam ostatnio ze znajomym. O uczuciach. O emocjach. Nawiązując do poprzedniego postu, gdzie cytowałam Twardocha. Nic, kurwa, nic nie rozumiem z tego dzisiejszego świata nowoczesnych związków. Partnerstwo pieprzone. Feminizm. A chooj z tym. I tak się nie dostosuję. Nie i koniec. Arek mówi, że teraz łatwiej o przyjaciela niż mężczyznę, który stworzy związek z kobietą. A po cholerę mi tylu przyjaciół?? Mam kilku sprawdzonych i naprawdę mi wystarczy. Po co mi kolejny samiec zwany przyjacielem? Przyjacielem do czego? Partnerem do czego? Do spółki akcyjnej? Czy lepiej z ograniczoną odpowiedzialnością? Do tych faking dejt? Dziękuję. Postoję. To już było. Mam trzymać emocje na wodzy. Nie zakochiwać się. Nie tęsknić. Nie cierpieć. Oooo nie! Ja chcę kochać! Chcę być sobą. Mówić, że tęsknię i tęsknić naprawdę. A nawet cierpieć. Dla miłości. Z niej właśnie. Co za popieprzone czasy.

     W czwartek miałam doła. Depresję. Większą niż linia brzegowa Morza Martwego. Zanosiłam się płaczem nawet. Ruda Aga potwierdzi, dzwoniła w kulminacyjnym momencie. Pisanie przyniosło ulgę. Pisanie i jedzenie, o którym mowa dziś na moim najnowszym blogu jemyjakchcemy.blogspot.com. I palenie, które rzuciłam gdzieś na początku stycznia. Też ulgę przyniosło. Tyle, że nie jako rzucone, a jako rozpoczęte. W sztuce. Lubię sztukę papierosa. Najlepiej sztuk dwadzieścia. Cienkich. Z filtrem.
Napisałam takie cholera wie co. Ni to wiersz. Ni to sarkazm. Z pewnością jakaś wariacja. Nie mylić z muzyczną. Szaleństwo takie trochę wierszowane. Miało być białe, ale wszystko mi się właśnie rymowało. Jak łkanie dziecka o drugiej w nocy ze szczekaniem psa co wabi złodziei... Na dziecko ostatni dzwonek. Max pięć lat. Na psa jeszcze trochę. Dycha. Chociaż bardziej spodziewam się psa niż dziecka. Dog, owczarek albo husky. Zapewne będzie to kundel ze schroniska. Pierwszy, który mi spojrzy w oczy i piorun strzeli. Zakocham się w nim bez pamięci.

     W każdym razie, ten dzisiejszy świat wyzuty z uczuć mi nie odpowiada. Miłość jest pustym słowem. A właściwie ładniejszą nazwą dla wszechobecnej rozpusty. Żeby nie było, że seksu nie lubię czy coś. Uwielbiam! Ale! Niech to będzie połączenie tych cudów. Uczuć i kamasutry. Wiem, że tak się da. Wiem też, że da się tak i teraz. Bo są jeszcze dinozaury, które myślą podobnie. Są jeszcze ludzkie istoty, których celem nie jest znalezienie męża czy żony dla świętego spokoju i ucieczka w świat, jak najdalej od przyziemnych obowiązków. Ja przyziemnych nie lubię, ale je wykonuję. Z poczucia odpowiedzialności za drugiego człowieka. Za syna. Za siebie. Za przyjaciół. Umilam sobie lataniem nad ziemią. Myślami. Ciałem też. Spontanicznym: kurwa jadę w pizdu!

     I jadę. Czasem zawracam z cholera wie jakiej trasy, żeby przywieźć paczkę fajek do Łasku. Pod bazę. 100 km? 200? Nie wiem ile wtedy przejechałam. Ale tak było. Marcin pamięta. Wtedy też miałam doła. Mniejszego. Depresja w stylu jeziora Assal. Pomogła rozmowa. Dzięki Marcin, btw ;)

     A teraz to wierszydełko. Chociaż. Tyle poezji w życiu czytałam, że mimo braku uwielbienia do tego co poniżej, to po na nagrodę Nobla też by mogło wystartować. Ja nie zgłoszę, bo się wstydzę, ale jak się komuś spodoba, to proszę bardzo! Podpiszę wszelkie autoryzacje :P

Co za świat!

Na rozstaju dróg
o siódmej rano
stanęło słońce 
oddechem gorącym
zapłakać chciało
schowało promienie
w głębokie kieszenie
jak Ty chowasz ręce
gdy wszystko obojętne

Zenit nie doczeka gościa
choć obrusu biel rozpostarł
zmalało 
oziębło
lodem pokryło
siebie i ją
co dziś jeszcze tęskniła
umierali od rana
razem
lecz osobno
zasłuchani
w ostatnie słowicze piosenki
ostatnie, bo dziób mu zamarzł 
i małe serduszko bić przestało
gdy śpiewał o miłości
co słowem się stała nieznanym 
średniowiecznym
zapomnianym
a dziś rozpustnym
co zmienia znaczenie
z serca tęsknoty 
na ciał w orgii cienie
i poszarzało
aż poczerniało
zapadło się w sobie
w ciszy
w żałobie 

księżyc zdziwiony
nie odbił dziś światła
a miał być pełnią
co wilki przygarnia
a one zdychały
jak psy bezdomne
pod Twoim oknem
zamkniętym szczelnie
i nastał lodowiec
choć miało być piekielnie
i cuda
i wianki
i myśli 
i słowa
i nic tu po mnie
może też się w sobie schowam...

A nie, to nie ja
nie moje klimaty

zadzieram kiecę
na inną planetę lecę 

16/04/2015


Foto by Marta Czas / Pstrykadło Artystyczne. Warszawa 21/02/2015 


czwartek, 9 kwietnia 2015

Moim zdaniem... słowami Szczepana Twardocha...

     Dziś swoje zdanie wyrażę słowami kogoś innego. Nie, żebym nie umiała napisać tego swoim językiem. Ciętym i dosadnym. Jednak w tej sytuacji nie chcę popełnić plagiatu. Zbyt wiele wspólnych myśli. Prezentuję tutaj fragment wywiadu, który przeprowadziła dziennikarka, Dorota Wodecka. Rozmawiała ze znanymi mężczyznami, zbierając materiał do swojej książki wydanej w 2010 roku. "Mężczyźni rozmawiają o wszystkim"... Przytaczam fragment tekstu Szczepana Twardocha, pisarza i publicysty, z tejże książki, z którym zgadzam się. Zwyczajnie. Nie będę dyskutować ;)

"Nienawidzę słowa ''samorealizacja''. To prosty i głupi wytrych, który ma ludziom pozwalać na słabość, na lenistwo i na egoizm. Jak słyszę to smutne pierdolenie o odnajdywaniu samego siebie, o tym, żeby postawić siebie na pierwszym miejscu, mieć odwagę bycia szczęśliwym, to mi się robi niedobrze. Zresztą tak mówią i mężczyźni, i kobiety. [...]
Słowa ''facet'' też nienawidzę. Wiem, że to absurdalne i irracjonalne, ale nienawidzę. Wzbudza we mnie skojarzenia z chłopakiem dziewczyny z ''Cosmopolitan''. Dziewczyny w ''Cosmo'' mają facetów, prawda? Te wszystkie teksty ''Jak sprawić, żeby twój facet nie oglądał się za innymi''. I to jest coś potwornego. Świat, który mnie przeraża i brzydzi. [...]
Bo to przecież są martwi ludzie. Wydrążeni, skorupki takie z chińskiego plastiku. Te wszystkie wypindrzone dupki podobne do siebie, jakby je w jednej fabryce robili, Warszawa, Kraków czy Poznań, korporacja, mieszkanko na strzeżonym osiedlu, pierdolony kotek i jego kuweta, bo na dzieci jeszcze ''się nie zdecydowały'', wydaje im się, że o wszystkim decydują, takie pewne siebie, samorealizacja, samodoskonalenie i inwestowanie w siebie, a do tego ci ich, kurwa, ''partnerzy'', bo to przecież nie chodzi o żaden romans, tylko właśnie ''partnerzy'', wykastrowane toto zupełnie, bo się baby własnej boją nawet bardziej niż szefa w robocie - czy oni w ogóle sypiają ze sobą?
Jak można sypiać z kimś, z kim zasady pożycia negocjuje się jak kontrakt? W tym jest tyle seksu co w umowie o dzieło. Jakby to spółka była, nie coś, co się dzieje między dwojgiem ludzi w łóżku i potem przy stole, i w życiu w ogóle. Przecież nawet licealne ''mój chłopak'' czy ''moja dziewczyna'' albo seryjny i niedokonany ''narzeczony'' jest lepszy od tego pierdolonego ''partnera'' czy ''partnerki'' rodem z kodeksu handlowego. I potem czarna rozpacz, jak te biedne laski patrzą nagle w lustro po czterdziestce, partner poszedł w cholerę razem z ich młodością, kotek zdechł, tylko kuweta zasrana została i nagle - przepraszam - gdzie się podziało nasze życie?"

                 
                       Góry Stołowe, czerwiec/lipiec 2014

niedziela, 5 kwietnia 2015

Wszywka - wiersz na koniec i początek



     Zamącił mi w sercu jak zima w kwietniu... Jednak przyszedł czas, żeby zakończyć tą nierówną walkę. Przegrałam. Jednak każda porażka zbliża do zwycięstwa... Jeśli tylko wyciąga się z każdej lekcji odpowiednie wnioski... Cóż, ile wielkiej prawdy jest w tym zdaniu: "Jeśli facetowi zależy to nie będziesz potrzebowała czytania między wierszami, bo okaże Ci to. A jeśli mu nie zależy, to choćbyś podała samą siebie na złotej tacy i tak pozostaniesz koleżanką do łóżka." - Pokolenie Ikea.

     A dziś się żegnam. Wierszem. I witam jednocześnie. Z samą sobą. Z nowym, pięknym życiem. Z radością. Otwieram siebie. Otwieram oczy. Bo nigdy nie wiadomo przecież, kto poszerzy źrenice, nasyci barwą tęczówki... :)



"Wszywka"

Tak jest!
Że do dupy...
Huśtawka nastrojów
wrażliwość 
tęsknota 
za śmiercią 
niebytem
a za chwilę
entuzjazm
radości
pokłady niewyczerpane
kokaina
podwyższa ciśnienie
wódka
woda
herbata zielona
papieros 
spala się wolno
po seksie
z nieznajomymi
nie rozmawiam
nie palę w kominku
zanurzam głowę
w kuble 
zimnej wody
amfetaminy
kolejny wdech
jeszcze dwa razy
podczas krótkich 
letnich wieczorów
spódniczek 
krótszych od myśli
druga paczka
cienkich papierosów
paznokcie wbijam
w plecy
jak noże
mokre włosy 
kleją się
do szorstkiej twarzy
mojej 
wysuszonej solą
ubieram majtki
szybko wychodzę
cały hotel patrzy
znowu
przeczytam książkę
bo sen nie przyjdzie
krew z nosa
od zwiniętej dwusetki
rozpieprzam
na prawo 
na lewo
całe ciało
jakby nie było moje
zderzenie
przypadkowe
bez miłości
do siebie
nie wracam do domu
drugi tydzień
na gigancie
kiedyś
zepchnę go
w przepaść 
między nami
z rozkoszą
psychodelicznym
śmiechem
głośnym
że słychać nad Mamrami
bo zamknął mnie
w sobie
ale ja wiem
jak wyjść z Alcatraz
wyważyć drzwi
zabić strażnika
sukienką w grochy
spodobać się 
w lustrze
za rękę złapać
tego co dziś 
pokocha
mnie
nie odbicie 
w szkle
co w serce
drzazgą 
wchodzi miękko
rozpruwa
...
jak alkoholik nawrócony
dam się zaszyć 


04/04/2015



fot. Marta Czas, Pstrykadło Artstyczne, Warszawa 21.02. 2015