Polecane przez czytelników :)

"-Pieprzysz się z nią? -Nie wiem." Autroska analiza bezpiecznej odpowiedzi :P

      Każda decyzja, którą podejmujemy jest albo dobra albo zła. Nie ma niczego pośrodku. Albo zero albo już coś. Jakiś niedouczony, ale jed...

środa, 30 września 2015

Czerwony - wiersz o niemożliwym...


Bo każdy z nas ma taką małą nadzieję na niemożliwe... 


"Czerwony"

Zjadam ciszę na śniadanie
Posmarowaną masłem
może o Twoim smaku
ale nie pamiętam już jak pachniesz
Popijam cichym
samotnym oddechem
i taka nieuzbrojona
wyruszam na poszukiwanie 
płonącej czerwieni
czerwieni (nie) moich myśli
a każdej nocy
uśmiechem śliskim
i mokrym
wybudzam się ze snu
spłoszona
Twoją nieobecnością...


28/07/2014


wtorek, 29 września 2015

Kolory giełdy... lepsze niż miliony wiadomości ;) stay cool as USA :P



Dlaczego ludzie nie interesują się kolorami na światowych giełdach?

Ten czerwony księżyc był przez chwilę, a giełda w tym ognistym kolorze już od ponad miesiąca. Na chwilkę tylko zazieleniać się zaczęła po decyzji FED, chociaż nie wiem dlaczego. Albo i wiem ;)

Bo zaskoczona finansjera spodziewała się innej odpowiedzi Janet Yellen. Zanim znowu giełdę zalała krew, to przez moment wszyscy cieszyli się ze wzrostu stóp procentowych i zielone, puste łby zaczęły kupować... Ale okazało się, że wzrostu stóp nie ma :) Zatem krew ich zalała.

Nie chodzi mi o to, żeby interesować się giełdą od rana do nocy. Nie trzeba być bankierem. Wiara myśli, że każdy kto spogląda na wyniki giełdowe, to już "pieprzona finansjera", "cwaniak bankster" albo inna "owca co daje dupy". Otóż nic bardziej mylnego.

Yellen "wyraźnie" powiedziała, że stóp FED nie podwyższy. A właściwie oświadczył, to FED już dawno, tyle że ustami Yellen. Nie podwyższył od 2006 roku, kiedy waluta, w której akurat zarabiałam, spadła na łeb. Dolara można było nabyć za niecałe 2 złote polskie. Pierwszy raz zanurkowalam jak dzisiaj akcje Yahoo (-5,25%). Jednak ja wtedy prawie walnęłam o dno. Akcje Yahoo nie zrobią na Was wrażenia. Przemyślałam to. Za to wrażenie zrobi kochany Fejsbuk, który oprócz dzisiejszego spadku (-3,84%) przestał działać! Akurat była u mnie siostra i szukałam nazwy firmy, która była jednym ze sponsorów FCC ŁÓDŹ, a od której zakupiłam dla siostrzeńca strażacką koszulkę w rozmiarze 80. Gdyby nie to, pewnie zgłębiałabym Stasiuka polemizując o jego "Życie to jednak strata jest" z Aleksandrem via Viber.

Co oznacza dla fejsbuka spadek prawie o 4%? Ponad 251mld USD straty!!! Czy kogoś to interesuje?

Nie!

A dlaczego?

Bo nie jest ważne ile wiadomości w telewizji obejrzymy. Ile przeczytamy durnych gazet. Ile życia stracimy online. Jeśli nie jesteśmy w tej elicie, która rządzi całym światem, to jedyne co możemy zrobić, aby być mądrym i przewidującym, to śledźmy giełdę. Światową. Dzięki temu, nie będziemy musieli tracić czasu na wiadomości, które pochłaniają czas i robią wodę z mózgu. Dzięki giełdowej czerwieni i zieleni nauczyć się można rozróżniać daltonistów, którzy wciskają ciemnotę. Nie trzeba grać na giełdzie, żeby selekcjonować masowy chłam z internetu. Na początku nie będzie łatwo, ale w kilka dni, dla opornych w kilka tygodni, wiedza o tym skąd te kolory i dlaczego, pomogą wyodrębnić się szczególnym obrazom danych. Wystarczy "wujek Google" i wszystko samo wskoczy na miejsce. Spróbujcie sami. Polecam.

A wracając do Rezerwy Federalnej... Nie ma szans! To byłby cios dla Ameryki! A pospólstwo ma myśleć, że Ameryka jest i będzie zajebista! Takiego kolokwialnego języka pozwolę sobie użyć ;) Podwyższenia nie będzie. Za to obniżka? Czemu nie? Podwyżka stóp oznaczałaby, że na wiosnę znowu Wujek Sam popadłby w długi, bo przecież obligacje krótkoterminowe, a z pewnością ogromna ich część, będzie zrolowana na kolejne terminy... Jeśli jednak nie będzie chętnych na dług? Jeśli dolar (ach! jak pięknie brzmiało niegdyś to słowo!) straci na wartości względem surowców zbyt wiele? Wtedy, to będzie game over! Ale kto na to pozwoli? 
Zanim pozwoli, to należy relokować pewne aktywa... A na to potrzeba jeszcze trochę czasu ;)
Hmmm polityka zarządzania myślą ludzką jest o wiele bardziej skomplikowana i emocjonująca niż nam się wszystkim wydaje.
Tu wszędzie chodzi o to, dlaczego trzeba kierować mózgami rzeszy ludzi. Zrozumieć to wszystko, to wyczyn. I nie ma po co - za przykładem stóp procentowych - się unosić ;)

Peter Schiff dla potwierdzenia. 



poniedziałek, 28 września 2015

Wina leży zawsze po mojej stronie :/

Wstyd. Mam ochotę zapaść się pod ziemię. I nie wyjść dopóki trwa ten rok. Przynajmniej.
Ten kto ma wiedzieć, to wie doskonale, że nie popisałam się. Najgorsze jest, że ja nie mam pojęcia jak to się stało.
Wiadomo, że alkoholu nie pijam w większych ilościach, a odkąd zaczęłam mniej jeść, próbując wrócić do formy sprzed dziesięciu lat, to i każda kropla zwyczajnie mi szkodzi... Są osoby, które wiedzą doskonale, że najmniejsze piwo ma dla mnie zbyt dużą pojemność... Niestety tych osób nie było ze mną wtedy... A ja straciłam swój rozum. Chyba dość szybko.
Ile czasu potrzeba, aby z góry spaść na samo dno? Sekundę. Może dwie?
Zastanawia mnie, dlaczego nie zadziałała metoda z siłowni emocjonalnej...
Zagubiona jestem od dawna. Od dawna też potrzebuję wsparcia, zrozumienia i zwyczajnego przytulenia. A tak naprawdę, bez zbędnego owijania, potrzebuję żeby ktoś wziął za mnie część odpowiedzialności. Żeby nie wszystko było na mojej głowie, żeby moje barki poczuły ulgę. Bardzo bardzo potrzebuję prawdziwego uczucia. Kochania. Jak w mickiewiczowskiej poezji! Jak w piosenkach Bajora! Czekam na gesty i słowa. Załamanie przychodzi kiedy nie ma już perspektyw. Razi słońce. Łzy,bez zapowiedzi, solą deser. Wtedy kocham wszystkich. Bez wyjątku. Byle ktoś złapał mnie za rękę. I pociągnął ze sobą. Nawet na dno. To jest chyba ten moment. Ten, który wije się jak wąż. Skrada podstępem.
Wracam dziś na siłownię. Niech mi stwardnieją mięśnie serca. Niech będą jak skała.
Niech już nikt nie patrzy mi w oczy. I nie pisze do mnie, że mnie kocha, a pózniej znika i nie chce rozmawiać.
Pomyłka. To ja jestem pomyłką. Jak w tym wierszu, co ciszę zjadam na śniadanie. I nie pamiętam już jak pachniesz. Jaki mocny i ciepły masz dotyk... Znam tylko Twoją nieobecność...

wtorek, 8 września 2015

(nie) zapomnieć - o tym co wszędzie, gdzie patrzę - rozchwiana...

    Ostatnio ciągle piszę. Trochę poezji. Trochę prozy. Odkryłam nowy system zapamiętywania pomysłów, które przychodzą mi do głowy podczas takich czynności, które akurat wykluczają posługiwanie się kartką i ołówkiem, a nawet iPhonem jako cyfrowym notatnikiem. Kiepsko też było z nagrywaniem wielu tekstów, bo a to muzyka z telefonu brzmi w aucie, a to rozmawiam z kimś przez telefon, a to jakieś inne przeszkody. Teraz robię zdjęcia. Skojarzenia. Budynki, ludzie, pojazdy, przyroda. Później, kiedy tylko znajduję chwilę, segreguję i ubieram w odpowiednie słowa. Jest ciekawie. Ale wymaga poprawek. Doskonalę. W miarę możliwości. W miarę upływu czasu, który mi pozostał.
 Chciałabym skończyć rozpoczętą w ubiegłym roku książkę. Wydać w końcu porządny, z licznym nakładem, tom poetyckich wzruszeń. Tak, żeby coś tam po mnie pozostało. Żeby dumny był kiedyś ze mnie mój syn, moja polonistka z liceum i mój siostrzeniec, który mam nadzieję, jeszcze zdąży mnie zapamiętać.
 Kiedyś, właściwie jeszcze nie tak dawno, moje życie wyglądało całkiem inaczej. We wszystkim widziałam szczęście, uśmiech, choćby maleńkie iskierki czy promyki słońca. Teraz jest inaczej. Dorosłam. A ściślej, zestarzałam się. Szybko. Wykończyły mnie sytuacje, które kiedyś nie miały na mnie, aż takiego wpływu. Omijałam je. Spychałam w najciemniejsze zakątki pamięci. Zapominałam z łatwością. Prawie z prędkością światła. Dziś, staczam się na samo dno mojej wrażliwości. Nie ma dnia bez pytań o sens egzystencji, bez łkania w poduszkę. To chore. Zdaję sobie z tego sprawę. Jednak jakoś nie mam czasem ochoty wyjść z łóżka. Nawet przez kilka dni. I patrzę w sufit. Znam ślady po trupach komarów czy pająków na pamięć. Przyjaciele pomagają, owszem, ale przecież każdy z nich ma swoje życie.
 Coraz gorzej dogaduję się z synem. To zapewne moja wina, bo winna jestem zawsze. Wszystkiemu. Kiedyś w poczucie winy wpędzali mnie rodzice. Buntowałam się. Z uśmiechem na ustach. Teraz robi to ktoś inny, ale nie potrafię znaleźć sposobu na uwolnienie się od smutku.
 Coś minęło mnie. Bezpowrotnie.
 Wiem, obnażam tutaj swoje wnętrze, jednak tylko popełniając ten emocjonalny ekshibicjonizm, potrafię dotrzeć w głąb siebie. Nikt inny nie chce mnie wysłuchać wtedy, kiedy ja jestem na to gotowa. Sypiam samotnie. Umrę samotnie.
 Jeszcze nie dziś hehe. Niech się wrogowie nie cieszą tak entuzjastycznie ;) 

Kiedyś leczyłam swoje choroby chęcią życia. Wystarczyło, że coś mi dokuczało, a kiedy skupiłam się na tym, myśląc, wizualizując szybką regenerację, to każdy ból przechodził, a najważniejsze, że nie wracał.
 Dziś nie mam motywacji. Nie cieszą mnie rzeczy. Nie cieszą mnie ludzie. Bo nie ma wśród nich mnie. Bo nie jestem obok tych, obok których chciałabym być. To nic złego przecież, tłumaczę sobie, przecież każdy kogoś rozczarowuje, każdy doznaje przykrości ze strony innych, każdy czasem czuje się nikim. Przechodzi. Na chwilę. I wraca. Ze zdwojoną siłą.
 Chyba najbardziej przytłoczyły mnie twarze. Te twarze, których jedna osoba, potrafi mieć setki. Te twarze, których bym się nie spodziewała. Tych twarze, których jedną uważałam za prawdziwą i której zaufałam z całą swoją naiwnością. Taki ze mnie łatwy, otwarty jak książka, człowiek. Nawet psy o tym wiedzą. Choćby nie wiem jak groźny zwierz, to mi ufa, bo nie noszę masek. Kiedyś wydawało mi się, że moje skrajne zachowania, mogą być odbierane jak maski. Jednak szybko okazało się, że taką mam naturę, że choćbym śmiała się, a w głębi skręcała z rozpaczy, to widać tą moją emocjonalną walkę jak na dłoni. Zwierzęta widzą, tym bardziej, bo mają instynkt. I to taki, który nie jest wypaczony przez ludzki świat. 
Przedwczoraj napisałam wiersz.
 Wbrew temu, co pomyślałam pisząc go, wcale nie jest smutny. Jest o zapominaniu. O tym, że czasem lepiej pochować kogoś w swojej pamięci niż cierpieć. O tym, że jeśli kogoś się kocha, to nie można mu pozwolić się poniżać i wierzyć ślepo, że może i on zacznie nas w końcu darzyć jakimś większym uczuciem. O tym, że takie emocje, takie uczucia, które z niewyjaśnionych przyczyn trwają latami, prowadzą do destrukcji. O tym, że trzeba wiedzieć, kiedy odpuścić, kiedy przestawać dawać kolejną szansę. Podobno było ich ponad czterysta... Straciłam rachubę hehehe.
 To już nie jest istotne. Zwyczajnie mnie obezwładniło. Przyznaję się do tego. Dlatego teraz marzę, żeby napisać wszystko jak najszybciej. W miarę swoich możliwości.
 I zamknąć pewne rozdziały. Zamknąć to życie, którego nie chciałam. Wrócić kiedyś w to miejsce, spojrzeć na zgliszcza i powiedzieć z przekonaniem: Nie żałuję :)
I przypomniał mi się cytat z "Obłoku Magellana". Wiem, że nie każdy lubi Lema. Ja lubię. Taki kawałek wyrwany z kontekstu przytoczę: "Pomyśl wtedy, że mogłeś mieć moje sny i głos i troski i nieznane mi jeszcze pomysły. I moją niecierpliwość i nieśmiałość, że w taki sposób mogłeś mieć świat po raz drugi. A kiedy będziesz tak myślał, nie ważne będzie, żeś nie umiał, czy nie chciał tego mieć. (...)"
Oczywiście ten fragment nie oddaje sytuacji z książki. Ale ja ten fragment lubię. Bardzo.
Teraz nadszedł czas na wspomniany wcześniej wiersz ;)


(nie) zapomnieć

Na przekór
rozumom
moczę
stopy
po szyję
po uszy
do dna

zimna 
jak Twoje
serce
woda
igłami
przekłuwa
tętnice

milcząca
krew
jak Twoje
usta
spływaniem
zabiera
mi życie

a groch
o ścianę
a ręce
związane
a oko
płynie
solą
za krwią

brak
winnych
kary
pokuty
Ty przecież
możesz
się śmiać

znowu
nie wstanę
sufit
znam
cały
a patrzę
już tylko
przez łzy

a co to
jest bliskość?
a co to
jest miłość?
łkam
dziecka 
głosem
bez snu

bez odpowiedzi
bez ciepła
muśnięcia 
dłoni
wspomnień
szczęśliwych
bez wiary
nadziei

nim słońce
wzejdzie
nim kwiaty
przekwitną
kolejne lato
bez Ciebie
ma przyjść
a zima
wybieli
mi twarz

nazrywaj
bzu
tulipanów
pąków
kwiatów
niech przykryją
szczelnie
mój 
w Twojej głowie
grób

06/09/2015



A to dlatego, że nie zapomniałam się uśmiechać ;)