A czego
Ty byś chciała? Pytają ludziki bez pasji, bez wiary. Tacy co nawet dnia bez
krztyny nudy przeżyć nie potrafią.
A czego
ja bym chciała? Ach! Takie te moje życzenia szerokie i głębokie. Tak z
rozmachem rzeknę: Mieć wszystko w dupie bym chciała!
Ale nie
potrafię.
I to
mnie wyróżnia od wszechogarniającej, ciasno i po kątach, młodzieży.
Od tych,
co w moim wieku prawie lub blisko, ale co zawzięcie odmładzać czy modnymi chcą
być bardzo.
Miałam
ostatnio wiele okazji do obserwacji. Jestem zażenowana. A oni myślą, że są
lepsi. Że patrząc na moje fizyczne potknięcia, na te co wynikają z
niedoskonałości mojego ciała i jego wytrzymałości, mogą traktować mnie jak
gorszy gatunek. Niech traktują. Nie mam im za złe. Nie musiałam przecież tak
bardzo obnażać tego co we mnie ułomne.
Nie
potrafię kłamać. Pokazałam.
Pokazałam
siłę, która w chwilach rozluźnienia zamienia się w wadę nie mogącą być
zrozumianą przez ogół.
Pokazałam
wrażliwość, którą można łatwo wykorzystać w świecie, dla którego nie istnieją
żadne wartości.
Pokazałam
kobiecość, której niby pragną mężczyźni, ale w tymże świecie nie umieją sobie z
nią poradzić.
Pozwoliłam
się zakochać, ale nie podniosą rękawicy ci przecież, którzy nie wiedzą, że toż
to całe przedsięwzięcie. Bo przecież trzeba mieć energię, ciekawość, zaślepnąć
nawet trochę… I jak pisał Jean Paul Sartre: Jest nawet taka chwila na początku,
kiedy trzeba przeskoczyć nad przepaścią, a kto się zastanowi, nie zrobi tego…
A
czym jest przyjaźń?
Czymś
bezinteresownym. Czymś, czego nie da się zniszczyć. Niczym. Nawet miłością.
Moimi przyjaciółmi byli zazwyczaj mężczyźni. I niewielu ich zostało do
dziś. Nic już po tej przyjaźni nie
pozostało. Bo podobno przyjaźń między kobietą a mężczyzną nie istnieje. Prędzej czy
później kończy się w łóżku. Akurat to nie jest do końca prawda. Albo ten ktoś nic dla Ciebie ponad
koleżeństwo nie znaczy i dalej można budować zamki z piasku, albo wręcz
przeciwnie. Jednak w tym wypadku, kiedy uczucie przyjaźni staje się zbyt silne tylko dla jednego z Was, to należałoby taką przyjaźń zakończyć. Ograniczyć i wrócić do zwykłego koleżeństwa. Bo chcąc czy nie, wiele złego może wydarzyć, jeśli tylko jedno, a nie oboje pragniecie miłości.
Bo przyjaźń, to przyjaźń. Miłość, to
miłość. A sam seks, to już burdel.
Nie
zamierzam mieszkać w burdelu.
Istnieje
wiele rodzajów kobiet na świecie. Jedne są ładne. Inne mądre. A jeszcze inne
ładne i mądre. To taki ogólnik. Jednak każda z nas ma swoje wewnętrzne „ja”.
Każda z nas jest niby inna. Jest jednak coś, co nas łączy. Kiedy nie wiadomo o
co nam chodzi, to z pewnością chodzi o to, żeby poświęcić nam więcej uwagi.
Ja, na
ten przykład, uwielbiam skupiać na sobie uwagę mężczyzny. Jeśli coś staje się
dla niego ważniejsze ode mnie natychmiast po tym, kiedy dotarło do niego, że
mnie zdobył, że przytuliłam go mocniej, powiedziałam mu więcej niż zwykle, miłych słów, a on usatysfakcjonowany wraca do
swojej codzienności nie zwracając na mnie uwagi w ciągu dnia powszedniego, to
uciekam. I zwieję na zawsze. Potrafię to doskonale.
Bo ja
muszę czuć bliskość. Muszę być przytulana naprawdę. Całowana naprawdę. Brana za
rękę naprawdę.
Nie
wystarczają mi nocne uniesienia, orgazmy czy szeptanie do ucha kiedy spowija
nas ciemność nocy.
Ja muszę
czuć, że romantyzm żyje i za dnia. Widzieć starania, walkę.
Chcę
ognia. Przez całe życie. Nie potrzebuję codziennie zrywanych kwiatów,
prezentów, czy nawet czułych słówek. Potrzebuję wyrazów uczucia. I uczucia w
ogóle. Jeśli go nie ma, to nie chcę tego faceta. Nie chcę nic od niego. Nawet
jego przyjaźni, którą oferował mi przed czy oferuje już po tym, jak poszliśmy
razem do łóżka, albo też seks uprawialiśmy na blacie w kuchni, a może i na
komodzie w salonie.
Bo im
się wydaje, że silna kobieta nie płacze. Otóż płacze. Nawet częściej od tych
słabych. Ta silna, ma siłę do życia. Jego całego kształtu. Potrafi być
wszystkim i robić wszystko. Dlatego uważana jest za siłaczkę. Ale sama nie
zrobi tyle, ile mogłaby zrobić z kimś wartym jej ciała i duszy.
Nie
wiedzą o tym ani mężczyźni, ani inne kobiety, które nigdy nie były w takiej
sytuacji.
Albo
nigdy nie zapytali co należy w takich sytuacjach zrobić. Żyją sobie w świecie,
gdzie wszystko można mieć, kupić, wyrzucić do kubła ze śmieciami komunalnymi i
nie zastanawiać się nawet nad selekcją odpadów skoro wystarczy trochę więcej
zapłacić.
A ja
jestem z tych co naprawiają. Co głaszczą. Przytulają. Całują na dobranoc czy
dzień dobry. Z tych co lubią za rękę, pod wiatr, czy z nim, ale razem. W
duecie. Gdzie nie ma ważniejszych czy mniej ważnych. Gdzie kobiecie otwiera się
przed nią drzwi, podpala papierosa, schodzi przed nią po schodach, podaje rękę
przy wejściu na stopień czy schodzeniu z niego.
Bo tak
zostałam nauczona. Bo tak wyobrażam sobie dżentelmenów. Bo nie wymyśliłam sobie
ich. Bo z takimi żyłam lub żyję na co dzień.
Kumple z
pracy, podwórka, czy szkół. Mam takich. Cudownych i wspaniałych. Przyjaciół, z
którymi życie przypomina opowieść wielkiej damy. A to nic innego jak tylko
codzienność.
Bo
trzeba być Wielką Damą. Tak, kobieto, marny puchu!
Musisz
choćby udawać damę. Zagadkową. Trochę milczącą.
Ale to
nie jest łatwe, aby poprawnie zinterpretować milczenie. Wcale nie jestem zła.
Wcale nie jestem smutna. Wcale się nie śmieję. A już z pewnością nie z Ciebie.
Tylko
żal mi tego dnia. Żal mi tych dni. Żal tych miesięcy, które mogły być
początkiem czegoś wielkiego, a pozostały głuchym wspomnieniem, o którym
zapomnimy za rok. Bo nie zawalczyłeś jak rycerze na smokobiciu. A tego oczekują
kobiety. Nie ważne co mówią. One chcą tych rycerzy z bajek, co niby z nich się
śmieją.
Bo trzeba
uważać, kiedy rozmawia się z ludźmi o zranionych sercach. Trzeba uważać, kiedy
łapie się ich za ręce. Kiedy mówi się im, że chce się z nimi być. Ci ludzie
biorą wszystko na serio. Nawet jeśli wczoraj zapewniali, że nie uwierzą już
nikomu. Takim ludziom możesz powierzyć tajemnice. Tym właśnie, możesz oddać
swoje serce, a oni obdarzą je najczulszą opieką. Dla tych ludzi, najważniejsze
będzie Twoje szczęście. Choćbyś zranił tysiąc razy ich uczucia.
A
przecież jest jasne, że Twoje nagie ciało powinno należeć tylko do tego, kto
kocha Twój nagi umysł.
A
przecież jest jasne, że powinno należeć się do kogoś. Nawet jeśli dasz się
zabić za swoją wyimaginowaną wolność. Musisz należeć do kogoś. Do matki, do
ojca. Do swoich dzieci. Do niej czy do niego.
Bo
musisz być z kimś, kogo się nie wstydzisz. Musisz być z kimś kogo imię zechcesz
wykrzyczeć całemu światu. Pokazać, że mimo całej swojej wkurwiającej
niezależności, jest przecież ktoś, kto zrobi dla Ciebie wszystko. Ale Ty też
zrobisz dla niej wszystko. Choćbyś był ostatnim radzieckim drwalem.
Choćbyś
był rosyjskim prezydentem. Choćbyś był bogiem. A ona byłaby tylko bajkową
królewną z siedmioma krasnoludkami.
Lubię
bajki. Lubię bajkowe budowle. Niekoniecznie zamki czy pałace. Lubię stare domy.
I czasem zastanawiam się czy jest na świecie ktoś, kto tak jak ja wzrusza się
parą starych ludzi, co poza sobą nie widzą innego sensu życia.
A niby
życie, to pierdolona sekwencja zdarzeń. A co, jeśli nikt nie uciszy tego
krzyku? Krzyku wydobywającego się z tej pieprzonej ufności. Ufności do ludzi,
którzy dotknęli bardziej niż ból po operacji na otwartym sercu. Ma zdechnąć w
zarodku? Jak aborcyjne dziecko w koszu na medyczne odpady? Najdoskonalsze
morderstwo duszy, to Ty złożony ze wspomnień.
Poproszę
skalpel i wyciąć mi pamięć.
Byle nie
było przerzutów na inne organy. Byle zapomnieć na zawsze. Odciąć się na wieki
od tych, co nie chcą nas kochać. Co nie potrafią mocno przytulać. Namiętnie
całować. Co nie chcą skakać z nami z mostu. Za ręce.
I pewnie
nikt nie dojrzy w moim spojrzeniu słów, które mówią, że patrząc w czyjeś oczy,
widzę ten świat, o którym nikt zapewne nie ma pojęcia…
Zwyczajnie
poczekam. Na ten tramwaj kolejny. Na następny autobus czy pociąg. Posiedzę
kilka dni dłużej na lotnisku czy w porcie.
Poczekam. W czekaniu jestem najlepsza. Znam każdy transport, każdy jego
rozkład, który nie przywozi dla mnie
nikogo…
A jeśli
ktoś nie mówi, że kocha, to nie dlatego, że jest twardzielem. Po prostu nie
kocha. Bo mógłby chociaż powiedzieć, że jestem jego pierwszą myślą po przebudzeniu
czy ostatnią przed snem.
A
przecież ludziom potrzebne są magiczne słowa. Takie czary mary i hokus pokus.
Bo po cholerę nam realizm codzienności? Po cholerę droga z pracy do domu kiedy
nie ma o kim myśleć? W słowach można zawrzeć wszystko. Na przykład nieśmiertelność uczuć:
-Kocham
Cię, ale odchodzę. Kocham Cię na zawsze i odchodzę na zawsze.