Polecane przez czytelników :)

"-Pieprzysz się z nią? -Nie wiem." Autroska analiza bezpiecznej odpowiedzi :P

      Każda decyzja, którą podejmujemy jest albo dobra albo zła. Nie ma niczego pośrodku. Albo zero albo już coś. Jakiś niedouczony, ale jed...

sobota, 22 sierpnia 2015

"Co rano" - Emocje na gorąco. Karawana idzie dalej...

      Emocje na gorąco. Albo na słono. Trudno. Postanowione. Dzień przepłakany. Litery w wiersz poskładane. Niech się nie zmarnują. Może kiedyś będę się z tego śmiać. Nie dziś. Ale jutro przeszłość nie będzie mną rządzić. Jestem za miękka w uczuciach, ale skała ze mnie w innych dziedzinach. Szkoła życia. Kamieniem niech rzuci, kto winien... ;)
      Dziękuję za wsparcie Kasi, Gosi, Ani, Marinie i Fiszerowi... 


Co rano

Walczyłam
o dotyk
Ty mnie
Ja Ciebie

O głos Twój
w słuchawce
chociaż tyle

Już nie zabiegam
Nie chcę
Nie mogę

Umarłam przecież
już dawno

Co czuję
nie jest ważne

Bolało tylko
bo nic dla mnie 
nie miałeś

Ani dłoni
ani ciepła
spojrzenia
i słowa

Za to dałeś
chwilę
pięknych złudzeń

Bo ani zdjeć
wspólnych
ani miejsc
słów
i ludzi

Marzeniami
żyłam
uparcie
nad ziemią

Zrzucałeś mnie
boleśnie
na beton
w przepaść

Z roztrzaskaną
głową
rozdartym sercem
naiwnością dziecka
wędruję

Niepotrzebna
Niekochana
a jednak
 trochę się uśmiecham

Na wspomnienia
co ich niewiele
ale ważne

Będę pamiętać
o kawałku słońca
co paliło oczy

A marzyłam
że mogę
do swojego
do Twojego
końca

Pachnieć Tobą
co rano


22/08/2015


"Furtka ku lepszemu" - Gosia DSz :*
22/08/2015

piątek, 7 sierpnia 2015

"WSCHÓD" wiersz o tym co nigdy...



      Wiem, że środek upalnego lata. A tu wiersz z grudnia. Zdjęcie świąteczne...
Zaczynam od nowa. Ciągle zaczynam od nowa. Bo jak czegoś chcę, jak się staram, to zaraz mi się to spieprzy. Modelowo. I ciągle czekam. Mistrzyni czekania, jak mówi Kasia ;)
      Dziś w nocy uciekłam... O tym jednak innym razem. Teraz tęsknię. Do niespełnionych marzeń. Do uśmiechu. Do domu wypełnionego miłością, radością dzieci... Do psa, co łasi się gdy wracam z podróży...
      A jestem tylko przypadkowym wędkarzem, który złapawszy złotą rybkę, szaleje ze szczęścia, że może już koniec zmartwień, że tylko trzy życzenia, że już wszystko będzie dobrze... A po tym, jak wylicza skrupulatnie tę trójcę marzeń, którą już wydaje się ma, już trzyma za rękę, już jest w ogródku, już wita się z gąską... A po tym właśnie, od zdumionej i zrezygnowanej rybki, słyszy głośne:
- Trzonkiem noża daj mi w łeb! I kurwa smaż!




"WSCHÓD"

A w moich marzeniach
wyruszam na Wschód
do korzeni
daleko za Bug

gdzie szklankę wódki
przepala się tytoniem
gra na gitarze
gdy ognisko płonie

na dobranoc Dostojewski
tak nieprzewidywalny
a każda noc
jest z tych niebanalnych

gdzie prawdziwy mężczyzna
szorstkimi policzkami
dotyka mnie niecierpliwie
między udami

nożem odcina
guziki mej sukienki
ja tylko myślę
jak kocham te dźwięki

On opowiada o tym
co widzę na horyzoncie
i mądrość z oczu chłonę
co je mruży słońce

Za Zachodem politycznym
nie tęsknię wcale
mam wszystko czego pragnę
uśmiecham się naprawdę

bo z radzieckim akcentem
On szepce do ucha
że całe życie
właśnie mnie szukał


22/12/2013


poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Kilka razy o odchodzeniu. Od zmysłów. - słów kilka o kobiecych umysłach.

A czego Ty byś chciała? Pytają ludziki bez pasji, bez wiary. Tacy co nawet dnia bez krztyny nudy przeżyć nie potrafią.
A czego ja bym chciała? Ach! Takie te moje życzenia szerokie i głębokie. Tak z rozmachem rzeknę: Mieć wszystko w dupie bym chciała!
Ale nie potrafię.
I to mnie wyróżnia od wszechogarniającej, ciasno i po kątach,  młodzieży.
Od tych, co w moim wieku prawie lub blisko, ale co zawzięcie odmładzać czy modnymi chcą być bardzo.
Miałam ostatnio wiele okazji do obserwacji. Jestem zażenowana. A oni myślą, że są lepsi. Że patrząc na moje fizyczne potknięcia, na te co wynikają z niedoskonałości mojego ciała i jego wytrzymałości, mogą traktować mnie jak gorszy gatunek. Niech traktują. Nie mam im za złe. Nie musiałam przecież tak bardzo obnażać tego co we mnie ułomne.
Nie potrafię kłamać. Pokazałam.
Pokazałam siłę, która w chwilach rozluźnienia zamienia się w wadę nie mogącą być zrozumianą przez ogół.
Pokazałam wrażliwość, którą można łatwo wykorzystać w świecie, dla którego nie istnieją żadne wartości.
Pokazałam kobiecość, której niby pragną mężczyźni, ale w tymże świecie nie umieją sobie z nią poradzić.
Pozwoliłam się zakochać, ale nie podniosą rękawicy ci przecież, którzy nie wiedzą, że toż to całe przedsięwzięcie. Bo przecież trzeba mieć energię, ciekawość, zaślepnąć nawet trochę… I jak pisał Jean Paul Sartre: Jest nawet taka chwila na początku, kiedy trzeba przeskoczyć nad przepaścią, a kto się zastanowi, nie zrobi tego…
A czym jest przyjaźń?
Czymś bezinteresownym. Czymś, czego nie da się zniszczyć. Niczym. Nawet miłością. Moimi przyjaciółmi byli zazwyczaj mężczyźni. I niewielu ich zostało do dziś. Nic już po tej przyjaźni nie pozostało. Bo podobno przyjaźń między kobietą a mężczyzną nie istnieje. Prędzej czy później kończy się w łóżku. Akurat to nie jest do końca prawda.  Albo ten ktoś nic dla Ciebie ponad koleżeństwo nie znaczy i dalej można budować zamki z piasku, albo wręcz przeciwnie. Jednak w tym wypadku, kiedy uczucie przyjaźni staje się zbyt silne tylko dla jednego z Was, to należałoby taką przyjaźń zakończyć. Ograniczyć i wrócić do zwykłego koleżeństwa. Bo chcąc czy nie, wiele złego może wydarzyć, jeśli tylko jedno, a nie oboje pragniecie miłości. 
Bo przyjaźń, to przyjaźń. Miłość, to miłość. A sam seks, to już burdel.
Nie zamierzam mieszkać w burdelu.
Istnieje wiele rodzajów kobiet na świecie. Jedne są ładne. Inne mądre. A jeszcze inne ładne i mądre. To taki ogólnik. Jednak każda z nas ma swoje wewnętrzne „ja”. Każda z nas jest niby inna. Jest jednak coś, co nas łączy. Kiedy nie wiadomo o co nam chodzi, to z pewnością chodzi o to, żeby poświęcić nam więcej uwagi.
Ja, na ten przykład, uwielbiam skupiać na sobie uwagę mężczyzny. Jeśli coś staje się dla niego ważniejsze ode mnie natychmiast po tym, kiedy dotarło do niego, że mnie zdobył, że przytuliłam go mocniej, powiedziałam mu więcej niż zwykle,  miłych słów, a on usatysfakcjonowany wraca do swojej codzienności nie zwracając na mnie uwagi w ciągu dnia powszedniego, to uciekam. I zwieję na zawsze. Potrafię to doskonale.
Bo ja muszę czuć bliskość. Muszę być przytulana naprawdę. Całowana naprawdę. Brana za rękę naprawdę.
Nie wystarczają mi nocne uniesienia, orgazmy czy szeptanie do ucha kiedy spowija nas ciemność nocy.
Ja muszę czuć, że romantyzm żyje i za dnia. Widzieć starania, walkę.
Chcę ognia. Przez całe życie. Nie potrzebuję codziennie zrywanych kwiatów, prezentów, czy nawet czułych słówek. Potrzebuję wyrazów uczucia. I uczucia w ogóle. Jeśli go nie ma, to nie chcę tego faceta. Nie chcę nic od niego. Nawet jego przyjaźni, którą oferował mi przed czy oferuje już po tym, jak poszliśmy razem do łóżka, albo też seks uprawialiśmy na blacie w kuchni, a może i na komodzie w salonie.
Bo im się wydaje, że silna kobieta nie płacze. Otóż płacze. Nawet częściej od tych słabych. Ta silna, ma siłę do życia. Jego całego kształtu. Potrafi być wszystkim i robić wszystko. Dlatego uważana jest za siłaczkę. Ale sama nie zrobi tyle, ile mogłaby zrobić z kimś wartym jej ciała i duszy.
Nie wiedzą o tym ani mężczyźni, ani inne kobiety, które nigdy nie były w takiej sytuacji.
Albo nigdy nie zapytali co należy w takich sytuacjach zrobić. Żyją sobie w świecie, gdzie wszystko można mieć, kupić, wyrzucić do kubła ze śmieciami komunalnymi i nie zastanawiać się nawet nad selekcją odpadów skoro wystarczy trochę więcej zapłacić.
A ja jestem z tych co naprawiają. Co głaszczą. Przytulają. Całują na dobranoc czy dzień dobry. Z tych co lubią za rękę, pod wiatr, czy z nim, ale razem. W duecie. Gdzie nie ma ważniejszych czy mniej ważnych. Gdzie kobiecie otwiera się przed nią drzwi, podpala papierosa, schodzi przed nią po schodach, podaje rękę przy wejściu na stopień czy schodzeniu z niego.
Bo tak zostałam nauczona. Bo tak wyobrażam sobie dżentelmenów. Bo nie wymyśliłam sobie ich. Bo z takimi żyłam lub żyję na co dzień.
Kumple z pracy, podwórka, czy szkół. Mam takich. Cudownych i wspaniałych. Przyjaciół, z którymi życie przypomina opowieść wielkiej damy. A to nic innego jak tylko codzienność.
Bo trzeba być Wielką Damą. Tak, kobieto, marny puchu!
Musisz choćby udawać damę. Zagadkową. Trochę milczącą.
Ale to nie jest łatwe, aby poprawnie zinterpretować milczenie. Wcale nie jestem zła. Wcale nie jestem smutna. Wcale się nie śmieję. A już z pewnością nie z Ciebie.
Tylko żal mi tego dnia. Żal mi tych dni. Żal tych miesięcy, które mogły być początkiem czegoś wielkiego, a pozostały głuchym wspomnieniem, o którym zapomnimy za rok. Bo nie zawalczyłeś jak rycerze na smokobiciu. A tego oczekują kobiety. Nie ważne co mówią. One chcą tych rycerzy z bajek, co niby z nich się śmieją.
Bo trzeba uważać, kiedy rozmawia się z ludźmi o zranionych sercach. Trzeba uważać, kiedy łapie się ich za ręce. Kiedy mówi się im, że chce się z nimi być. Ci ludzie biorą wszystko na serio. Nawet jeśli wczoraj zapewniali, że nie uwierzą już nikomu. Takim ludziom możesz powierzyć tajemnice. Tym właśnie, możesz oddać swoje serce, a oni obdarzą je najczulszą opieką. Dla tych ludzi, najważniejsze będzie Twoje szczęście. Choćbyś zranił tysiąc razy ich uczucia.
A przecież jest jasne, że Twoje nagie ciało powinno należeć tylko do tego, kto kocha Twój nagi umysł.
A przecież jest jasne, że powinno należeć się do kogoś. Nawet jeśli dasz się zabić za swoją wyimaginowaną wolność. Musisz należeć do kogoś. Do matki, do ojca. Do swoich dzieci. Do niej czy do niego.
Bo musisz być z kimś, kogo się nie wstydzisz. Musisz być z kimś kogo imię zechcesz wykrzyczeć całemu światu. Pokazać, że mimo całej swojej wkurwiającej niezależności, jest przecież ktoś, kto zrobi dla Ciebie wszystko. Ale Ty też zrobisz dla niej wszystko. Choćbyś był ostatnim radzieckim drwalem.
Choćbyś był rosyjskim prezydentem. Choćbyś był bogiem. A ona byłaby tylko bajkową królewną z siedmioma krasnoludkami.
Lubię bajki. Lubię bajkowe budowle. Niekoniecznie zamki czy pałace. Lubię stare domy. I czasem zastanawiam się czy jest na świecie ktoś, kto tak jak ja wzrusza się parą starych ludzi, co poza sobą nie widzą innego sensu życia.
A niby życie, to pierdolona sekwencja zdarzeń. A co, jeśli nikt nie uciszy tego krzyku? Krzyku wydobywającego się z tej pieprzonej ufności. Ufności do ludzi, którzy dotknęli bardziej niż ból po operacji na otwartym sercu. Ma zdechnąć w zarodku? Jak aborcyjne dziecko w koszu na medyczne odpady? Najdoskonalsze morderstwo duszy, to Ty złożony ze wspomnień.
Poproszę skalpel i wyciąć mi pamięć.
Byle nie było przerzutów na inne organy. Byle zapomnieć na zawsze. Odciąć się na wieki od tych, co nie chcą nas kochać. Co nie potrafią mocno przytulać. Namiętnie całować. Co nie chcą skakać z nami z mostu. Za ręce.
I pewnie nikt nie dojrzy w moim spojrzeniu słów, które mówią, że patrząc w czyjeś oczy, widzę ten świat, o którym nikt zapewne nie ma pojęcia…
Zwyczajnie poczekam. Na ten tramwaj kolejny. Na następny autobus czy pociąg. Posiedzę kilka dni dłużej na lotnisku czy w porcie.  Poczekam. W czekaniu jestem najlepsza. Znam każdy transport, każdy jego rozkład,  który nie przywozi dla mnie nikogo…
A jeśli ktoś nie mówi, że kocha, to nie dlatego, że jest twardzielem. Po prostu nie kocha. Bo mógłby chociaż powiedzieć, że jestem jego pierwszą myślą po przebudzeniu czy ostatnią przed snem.
A przecież ludziom potrzebne są magiczne słowa. Takie czary mary i hokus pokus. Bo po cholerę nam realizm codzienności? Po cholerę droga z pracy do domu kiedy nie ma o kim myśleć? W słowach można zawrzeć wszystko. Na przykład nieśmiertelność uczuć:

-Kocham Cię, ale odchodzę. Kocham Cię na zawsze i odchodzę na zawsze.