Polecane przez czytelników :)

"-Pieprzysz się z nią? -Nie wiem." Autroska analiza bezpiecznej odpowiedzi :P

      Każda decyzja, którą podejmujemy jest albo dobra albo zła. Nie ma niczego pośrodku. Albo zero albo już coś. Jakiś niedouczony, ale jed...

sobota, 28 listopada 2015

Nie poluję na Czerwony Październik - Rh +



To były imieniny Pana Października. Dobry moment na imprezę sobie wybrał. Sobota. Do tego słoneczna. Chociaż trochę wietrzna i zimna. Jakby sam solenizant uznał za niezdrowe świętowanie imienin, w panujących tego roku, wysokich temperaturach. Niezdrowe szczególnie dla świętujących gości, którzy popijając wysokoprocentowe trunki, podrygując w rytm szybkich samb, mogliby wyzionąć ducha na wspólnym papierosie po, jakże przecież, nieprzypadkowym seksie w zupełnie przypadkowym miejscu. Październik zapragnął chyba, żeby ten dzień zapadł w pamięci na długo temu kto pamiętał o życzeniach, prezentach i wspólnych pląsach, ale również temu kogo zupełnie to nie obchodziło. Tego dnia należałam do tej drugiej grupy. Niezainteresowanych.

Rano przeczytałam świetny wywiad z Leszkiem Balcerowiczem. Wraz z Markiem Belką zajmują bardzo wysokie miejsce na liście moich idoli. A tych mam sporo. Z różnych dziedzin. Wybrani przeze mnie z rozmysłem. Nie są przypadkowi jak towarzystwo do papierosa po seksie…

Po śniadaniu poszłam na akcję zbiórki krwi dla chorej cioci mojego kolegi z podstawówki.

Staram się uczestniczyć w różnych akcjach charytatywnych. Sama też pomagam ludziom. Od lat. Zwyczajnie widzę człowieka w człowieku. Chociaż teraz już nie wiem co jest zwyczajne… Po tym, jak zachowuje się polskie społeczeństwo, to śmiem twierdzić, że jestem tylko i wyłącznie mieszkanką planety Ziemia o nieznanym pochodzeniu… Może z innej galaktyki? Cholera wie. W każdym razie nie jestem pieprzoną dyletantką, która założyłaby Robotnicze Państwo…

Obie ręce miałam pokłute. Morfologia wskazała, że tego dnia nie mogę oddać krwi. Dwóch, spoglądających ukradkiem na siebie, specjalistów – myśleli pewnie, że nie zauważę – nie bardzo chciało podać przyczynę złych parametrów bazocytów.

W kwietniu tego roku oddałam bezproblemowo 450ml.

Zaczęło się.

W swoim buntowniczym życiu wyznaję zasadę: nie choruję, kurwa, bo nie lubię lekarzy.

I nie chorowałam często. Choroby pojawiały się u mnie rzadko. Niestety od razu były poważne.

Pierwsza po pierwszym roku życia. Rekonwalescencja trwała kilka miesięcy i nawet zapomniałam chodzić… Możecie mi wierzyć albo nie, ale pamiętam jeden epizod ze szpitala w podłódzkich Łagiewnikach. Pamiętam zieloną trawę i kota. Kot siedział na oknie i patrzył nerwowo jak nie radzę sobie z chodzeniem. Miałam już rok i osiem miesięcy. Tata przykucnął i chciał mnie złapać, ale upadłam po dwóch krokach od momentu, kiedy ukochana ciocia puściła moją rękę. Płakałam. Nic mnie nie bolało. Już wtedy płakałam z bezradności. Wcześniej opłakiwałam samotność. Leżałam sama w szpitalnym łóżeczku i wpatrzona w sufit wyrywałam sobie włosy… Wyrywanie włosów stało się moją pasją. Zakręcałam je sobie na palec i powoli ciągnęłam, aż nie poczułam bólu i mrowienia skóry głowy. Nikt nie zauważył, że to robię dopóki prawie nie stałam się łysa… Zapytajcie mojej mamy…

Druga choroba dotknęła mnie dość szybko, ale w tamtych, komunistycznych czasach, leczenie było proste. Antybiotyk i po sprawie. Nikt nie zastanawiał się czy to dobre czy nie. Szczególnie klasa robotnicza, która nie miała prawa samodzielnie myśleć.

Po kilku latach nawracających objawów, ktoś wreszcie dostrzegł problem. O mały włos, a byłoby zbyt późno.

I wtedy odkryłam u siebie mocną siłę woli. Cud, który spowodował, że uchroniłam się przed poważną operacją. Do tej pory nie wiem jak to było możliwe. Jednak fakt jest faktem.

O trzeciej dowiedziałam się podczas ciąży. Płakałam. Nie wiedziałam co stanie się później. Nikt jakby nie dostrzegał tego problemu. Walczyłam. Sama. Musiałam. Dla Bartka.

I stało się coś niesamowitego. Gdybyście widzieli minę tamtej lekarki! I słyszeli jej okrzyk zdziwienia! Moje niedowierzanie, a jednocześnie wielką radość. Lekarka stwierdziła, że to fantastyka jak u Lema. 
Po dwóch latach od tamtego zdarzenia znalazłam zmienione miejsce w moim ciele. Ta sama lekarka uznała, że tniemy i wyjmujemy. Histopatologia potwierdziła złożoność tkanki i fantastykę. Nadal byłam kosmitką. Zdrową kosmitką.

Do dziesiątego października bieżącego roku żyłam w tym przekonaniu. O zdrowiu.

Badania. Wyniki. Konsultacje. Tak wyglądały kolejne tygodnie.

Białaczka? Na szczęście nie. Anemia? Silna. Ale gdzie tkwi przyczyna?

Zalecono badania: cytologia szyjki plus USG, gastroskopia, kolonoskopia.

Nigdy, kurwa – mówię do lekarki oburzona. Patrzy na mnie ze zdziwieniem.

Mogę zrobić to pierwsze, takie USG jest nawet przyjemne – uśmiechnęłam się na samą myśl – mogę też zrobić loda i anal, ale kurwa nigdy głębiej.

Popatrzyła na mnie z politowaniem. Miałam to gdzieś.

Zebrałam wszystkie swoje dokumenty z jej biurka w lekarskim gabinecie i wyszłam. Nigdy więcej nie chcę jej widzieć.

Strategię wymyśliłam sama z poparciem znajomego lekarza z warszawskiej kliniki. Jednak większość badań i zabiegów wykonuję w prywatnej, łódzkiej przychodni.

Leczę anemię i krwotoki, które pojawiły się późną wiosną, a które zrzuciłam na karb upałów.

Nie lubię użalać się nad sobą. Nie lubię prosić o pomoc. Przyjaciół nie zostało wielu.

Czasem nie mogę podnieść kubka z kawą. Wypada mi z ręki. Jeden z przyjaciół zakupił mi słomki… Inny zawiózł do lekarza raz czy drugi. Syn pomaga najbardziej.

Wyniki badań coraz lepsze, ale muszę mieć siłę, żeby znowu być zdrową kosmitką.

Nie mam siły, ale wzmacniam się kroplówkami.

Dużo śpię, ale wcale nie mam mniej zmarszczek.

Zapamiętam te imieniny października. Nie złożyłam mu życzeń i nie dałam prezentu, ale następnym razem nie zapomnę dać mu kopniaka w jego jesienne dupsko. Wkurwił mnie.

Gdybym tylko mogła czuć czyjś zapach co rano, pewnie i zmarszczki by zniknęły. Bo choroba zniknie jak każda poprzednia. Fantastycznie. Jak u Lema.


     fot.: Cezary Pecold


poniedziałek, 16 listopada 2015

Mimo strachu... Bunt i zmiana poglądów jest oznaką myślenia...


Zmieniam zdanie. Zmieniam siebie.

To efekty obserwacji i analizy. To również efekty ciągłego zdobywania wiedzy, selekcji informacji i umiejętność ich zastosowania.

Brzmi mądrze? Powiedzmy, że brzmi, ale jest raczej prostym do zrozumienia tekstem. Jednak dla niektórych nie tylko brzmi mądrze (czytaj: przemądrzale), ale i zimno… Wszystko zależy od tego w jakim momencie ktoś te słowa usłyszy czy przeczyta, w jakim będzie nastroju i w którym kierunku podąży jego wyobraźnia. Zależy też od tego kim dla tej osoby jestem. W dużej mierze zależy jednak od jej własnego postrzegania świata i w jakim jest nastroju.


A teraz, niezależnie od tego czy jesteś kobietą czy mężczyzną,  przeczytaj raz jeszcze trzy pierwsze zdania…

Jak sobie mnie wyobrażasz? Czy gdybym, wypowiadając je, siedziała na krześle, naprzeciw Ciebie w pozycji "noga na nogę", ubrana w ciemny, rozjaśniony bladą koszulą, dopasowany garnitur ze spodniami odkrywającymi wysoko kostki
 i czerwone szpilki, a włosy miała gładko uczesane w koński ogon ( u mnie to ogonek jednak hehe mysi :P ), obok – na podłodze – stałaby moja skórzana, granatowa teczka sporych rozmiarów, a ja patrzyłabym na Ciebie pewnie i przenikliwie, to pomyślisz o mnie, że jestem zimną suką? Karierowiczką? Dążę do wysokich, miesięcznych wpływów na bankowe konta, najlepiej bliskich trzycyfrowym tysiącom? Że za nic mam inne wartości? Że serce moje zapewne nie szlachetne jak diament, ale jak on twarde?

Przesadziłam? Nie sądzę.

Zmiana scenerii. Teraz siedzę na drewnianym pomoście. Niech będzie, że jest to pomost, który znam. W Modzerowie. Jezioro Długie… Taka reklama dla Emila, który wszystko umie skonstruować hehe Niedawno nawet przyszedł na świat jego męski potomek. Córkę już ma. Zatem pozostanę w przekonaniu, że Emil skonstruuje, zbuduje i upiększy wszystko. Tak, upiększy też. Nawet człowieka! Taki inżynier z duszą artysty ;)

Wróćmy na pomost. 
Siedzę na pomoście i macham bosymi stopami nad wodą. Mam rozpuszczone, potargane wiatrem włosy (potargane wyglądają lepiej, optycznie zwiększają objętość :P), a na sobie jasną, a jednak kolorową sukienkę przed kolano. Nie, nie mam wyciętych do pasa dekoltów. Ani z przodu, ani z tyłu. Ramiona też mam zakryte, mimo braku jakichkolwiek rękawów u tejże sukienki. Jest tak skrojona, że dopiero widać przedramiona. Torebka, na długim pasku, niezbyt duża, leży niedbale na deskach. Rozmawiamy. Powiedzmy, że o wszystkim. Zapada cisza. Wpatrzona wcześniej w przeciwległy brzeg jeziora, odwracam głowę. Spoglądam w Twoją stronę. Mrużę oczy… Pamiętaj, jest wiatr, a ja mam wrażliwe oczy. Zupełnie jak… heh za daleko czasem pędzę… Mam wrażliwe oczy. I już.

Wypowiadam w tej scenerii trzy zdania, patrząc na Ciebie:

„Zmieniam zdanie. Zmieniam siebie.
To efekty obserwacji i analizy. To również efekty ciągłego zdobywania wiedzy, selekcji informacji i umiejętność ich zastosowania…”

Jak teraz mnie odbierasz? Kim teraz jestem? Kimś bardziej delikatnym niż pierwsze wcielenie. Z pewnością nie pomyślisz o mnie, że jestem zimna. Może pomyślisz, że lubię rozmawiać na różne tematy z przeróżnych dziedzin, bo pewnie dużo czytam? Albo, że ciekawią mnie poglądy i spostrzeżenia innych obserwatorów świata? Że mimo uczestnictwa w pędzie współczesnego świata, mam w sobie wiele wrażliwości?  A może pomyślisz coś zupełnie innego, ale nie to, że jestem zimna.

Oczywiście, zależy też w jaki sposób ja te słowa wypowiadam. Twardo czy miękko? Szybko czy wolno? Wysoko czy nisko? Tembr głosu jest bardzo ważny. Nie wiem jak dla Ciebie, ale dla mnie jest. Dlatego czasem wolę zadzwonić i użyć tej formy komunikacji zwanej dialogiem, a nie korespondować w formie pisanej. Już sam głos, który słyszymy oddaje więcej emocji naszego rozmówcy niż tekst, który czytamy, bo w nim jest więcej emocji czytającego, a nie piszącego. Dlatego często zdarza się, że ilu ludzi, tyle różnych interpretacji tego samego tekstu. Owszem, odbiór werbalny też jest zróżnicowany, ale już nie tak bardzo.

Podałam tylko dwa przykłady spotkania się w różnych okolicznościach przyrody. Chyba wystarczy, aby dostrzec różnice w odbiorze tej samej, a jednak innej, na pierwszy rzut okiem, osoby.

Jasne jest to, jak napisałam wcześniej, że zależy kim jesteś Ty. Kobietą, mężczyzną, przyjacielem, wrogiem? Możesz być osobą starszą, albo przeciwnie, młodszą. Możesz być chamem albo szlachetną istotą. Możesz być dla mnie ważny, bardzo ważny, a możesz być kimś, kto wstanie i odejdzie, a ja nie będę pamiętać tego spotkania po pewnym czasie. Rola, jaką odgrywają ludzie w naszym życiu, ma ogromne znaczenie. Tyle, że większość, do której ja, na szczęście, nie należę, szufladkuje ludzi. Ich zachowania, poglądy. Choćbyś nie wiem ile razy, człowieku, postąpił inaczej, powiedział:

„Zmieniam zdanie. Zmieniam siebie.
To efekty obserwacji i analizy. To również efekty ciągłego zdobywania wiedzy, selekcji informacji i umiejętność ich zastosowania.”

Lub najprościej i najkrócej:

„Zmieniam zdanie, bo tylko krowa nie zmienia zdania.”

To te osoby nie wyjmą ani Ciebie, ani mnie z szuflady, do której wcisnęły nas cholera wie kiedy. Żaden czopek przeciw rdzy na ich mózg nie pomoże. I nie jest istotne, czy wkładany jest przez usta, ucho, czy bardziej konwencjonalnie, jak na czopki przystało, przez odbyt.

Choćby nie wiem co robić, jakie odstawiać szopki, jakich używać argumentów, a nawet pokazywać ich żywe przykłady, to niestety… z zatwardziałego fanatyka, który nie jest otwarty na nic nowego, bo jego pogląd i racje muszą być zawsze i wszędzie na wierzchu, niezależnie od czasu i miejsca w którym przebywa, nie da się zrobić ani zwolennika, ani nawet przyjaciela Twoich argumentów. Choćby były najlepsze, to jego nie przekonają. Jest na nie zwyczajnie głuchy.

Słowo „zmiana” ,dla takich osób, nie istnieje. W ich przekonaniu, inni ludzie, a zwłaszcza ci, którzy są najbliżej,  nie mają umiejętności wyciągania wniosków. Bo tylko oni mają monopol na wiedzę. To tyrani, dla których jesteś niewolnikiem. I nie jest istotne czy zachodzisz dalej niż oni. A przez inne, otwarte umysły jesteś traktowany z szacunkiem, i może nawet wzbudzasz podziw. 

Dla głuchego na Ciebie tyrana, każdy wypowiedziany argument, to frazes. A jeśli chcesz udowodnić słowo czynem, to ten gnębiciel staje się ślepy, a każdy Twój dobry ruch, pozostanie dla ślepca nic nieznaczącym szumem. 
I jeśli choć raz nie dałeś rady, to w jego oczach poddałeś się. Jesteś mięczakiem, nieudacznikiem. I zawsze nim pozostaniesz. 
Nawet jeżeli wiesz, że to nie była biała flaga, a tylko odpoczynek, czas na przemyślenie i zebranie sił do dalszej walki. Dla kata pozostaniesz nikim. Choćby był Twoją najbliższą rodziną.

Jedyne co możesz zrobić, to odciąć się od słów i czynów despoty. Nie dać się zwieść jego powtarzanym, wytartym sloganem: "dla Twojego dobra". Ignorować. Skutecznie. Raz na zawsze. 

Wiem o tym sporo, zaufaj mi... 
Mam wiele blizn po despotycznej władzy...  
Ale miałam kiedyś też odwagę. 
Dziś mam jeszcze resztki nadziei... 


foto by P. Adamczyk/ 27 czerwca 2007 

Stare zdjęcie. Z czasów, kiedy wszystko upadło na łeb: kurs dolara, a za nim moja pierwsza firma, na mnie kilka tępych narzędzi, a później już wszystko... ;) 

niedziela, 8 listopada 2015

Liść... wiersz o tłumie... ;)

Człowiek. Brzmi jakoś tłumnie. Tuman. bardziej człowieczo? :P 

„Liść”


Gdy jesteś pierwszy

zielony liść na wiosnę

coś znaczysz

jesienią giniesz

wśród miliona rudości

gdy masz szczęście

to jeszcze nie zgnijesz pod śniegiem

a dziecko

do domu Cię zaniesie

z kasztanem

i może matka

pomiędzy kartki słownika włoży

a ono Cię znajdzie 

po latach 

wspomni

...

pośród miliona rudości

nie licz na to


14/10/2011




Październik 2015. Strzelin.