Polecane przez czytelników :)

"-Pieprzysz się z nią? -Nie wiem." Autroska analiza bezpiecznej odpowiedzi :P

      Każda decyzja, którą podejmujemy jest albo dobra albo zła. Nie ma niczego pośrodku. Albo zero albo już coś. Jakiś niedouczony, ale jed...

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Depresja godna linii brzegowej Morza Martwego... Tak powstają dzieła do Nobla :P



     Rozmawiałam ostatnio ze znajomym. O uczuciach. O emocjach. Nawiązując do poprzedniego postu, gdzie cytowałam Twardocha. Nic, kurwa, nic nie rozumiem z tego dzisiejszego świata nowoczesnych związków. Partnerstwo pieprzone. Feminizm. A chooj z tym. I tak się nie dostosuję. Nie i koniec. Arek mówi, że teraz łatwiej o przyjaciela niż mężczyznę, który stworzy związek z kobietą. A po cholerę mi tylu przyjaciół?? Mam kilku sprawdzonych i naprawdę mi wystarczy. Po co mi kolejny samiec zwany przyjacielem? Przyjacielem do czego? Partnerem do czego? Do spółki akcyjnej? Czy lepiej z ograniczoną odpowiedzialnością? Do tych faking dejt? Dziękuję. Postoję. To już było. Mam trzymać emocje na wodzy. Nie zakochiwać się. Nie tęsknić. Nie cierpieć. Oooo nie! Ja chcę kochać! Chcę być sobą. Mówić, że tęsknię i tęsknić naprawdę. A nawet cierpieć. Dla miłości. Z niej właśnie. Co za popieprzone czasy.

     W czwartek miałam doła. Depresję. Większą niż linia brzegowa Morza Martwego. Zanosiłam się płaczem nawet. Ruda Aga potwierdzi, dzwoniła w kulminacyjnym momencie. Pisanie przyniosło ulgę. Pisanie i jedzenie, o którym mowa dziś na moim najnowszym blogu jemyjakchcemy.blogspot.com. I palenie, które rzuciłam gdzieś na początku stycznia. Też ulgę przyniosło. Tyle, że nie jako rzucone, a jako rozpoczęte. W sztuce. Lubię sztukę papierosa. Najlepiej sztuk dwadzieścia. Cienkich. Z filtrem.
Napisałam takie cholera wie co. Ni to wiersz. Ni to sarkazm. Z pewnością jakaś wariacja. Nie mylić z muzyczną. Szaleństwo takie trochę wierszowane. Miało być białe, ale wszystko mi się właśnie rymowało. Jak łkanie dziecka o drugiej w nocy ze szczekaniem psa co wabi złodziei... Na dziecko ostatni dzwonek. Max pięć lat. Na psa jeszcze trochę. Dycha. Chociaż bardziej spodziewam się psa niż dziecka. Dog, owczarek albo husky. Zapewne będzie to kundel ze schroniska. Pierwszy, który mi spojrzy w oczy i piorun strzeli. Zakocham się w nim bez pamięci.

     W każdym razie, ten dzisiejszy świat wyzuty z uczuć mi nie odpowiada. Miłość jest pustym słowem. A właściwie ładniejszą nazwą dla wszechobecnej rozpusty. Żeby nie było, że seksu nie lubię czy coś. Uwielbiam! Ale! Niech to będzie połączenie tych cudów. Uczuć i kamasutry. Wiem, że tak się da. Wiem też, że da się tak i teraz. Bo są jeszcze dinozaury, które myślą podobnie. Są jeszcze ludzkie istoty, których celem nie jest znalezienie męża czy żony dla świętego spokoju i ucieczka w świat, jak najdalej od przyziemnych obowiązków. Ja przyziemnych nie lubię, ale je wykonuję. Z poczucia odpowiedzialności za drugiego człowieka. Za syna. Za siebie. Za przyjaciół. Umilam sobie lataniem nad ziemią. Myślami. Ciałem też. Spontanicznym: kurwa jadę w pizdu!

     I jadę. Czasem zawracam z cholera wie jakiej trasy, żeby przywieźć paczkę fajek do Łasku. Pod bazę. 100 km? 200? Nie wiem ile wtedy przejechałam. Ale tak było. Marcin pamięta. Wtedy też miałam doła. Mniejszego. Depresja w stylu jeziora Assal. Pomogła rozmowa. Dzięki Marcin, btw ;)

     A teraz to wierszydełko. Chociaż. Tyle poezji w życiu czytałam, że mimo braku uwielbienia do tego co poniżej, to po na nagrodę Nobla też by mogło wystartować. Ja nie zgłoszę, bo się wstydzę, ale jak się komuś spodoba, to proszę bardzo! Podpiszę wszelkie autoryzacje :P

Co za świat!

Na rozstaju dróg
o siódmej rano
stanęło słońce 
oddechem gorącym
zapłakać chciało
schowało promienie
w głębokie kieszenie
jak Ty chowasz ręce
gdy wszystko obojętne

Zenit nie doczeka gościa
choć obrusu biel rozpostarł
zmalało 
oziębło
lodem pokryło
siebie i ją
co dziś jeszcze tęskniła
umierali od rana
razem
lecz osobno
zasłuchani
w ostatnie słowicze piosenki
ostatnie, bo dziób mu zamarzł 
i małe serduszko bić przestało
gdy śpiewał o miłości
co słowem się stała nieznanym 
średniowiecznym
zapomnianym
a dziś rozpustnym
co zmienia znaczenie
z serca tęsknoty 
na ciał w orgii cienie
i poszarzało
aż poczerniało
zapadło się w sobie
w ciszy
w żałobie 

księżyc zdziwiony
nie odbił dziś światła
a miał być pełnią
co wilki przygarnia
a one zdychały
jak psy bezdomne
pod Twoim oknem
zamkniętym szczelnie
i nastał lodowiec
choć miało być piekielnie
i cuda
i wianki
i myśli 
i słowa
i nic tu po mnie
może też się w sobie schowam...

A nie, to nie ja
nie moje klimaty

zadzieram kiecę
na inną planetę lecę 

16/04/2015


Foto by Marta Czas / Pstrykadło Artystyczne. Warszawa 21/02/2015 


1 komentarz: