Polecane przez czytelników :)

"-Pieprzysz się z nią? -Nie wiem." Autroska analiza bezpiecznej odpowiedzi :P

      Każda decyzja, którą podejmujemy jest albo dobra albo zła. Nie ma niczego pośrodku. Albo zero albo już coś. Jakiś niedouczony, ale jed...

czwartek, 9 kwietnia 2015

Moim zdaniem... słowami Szczepana Twardocha...

     Dziś swoje zdanie wyrażę słowami kogoś innego. Nie, żebym nie umiała napisać tego swoim językiem. Ciętym i dosadnym. Jednak w tej sytuacji nie chcę popełnić plagiatu. Zbyt wiele wspólnych myśli. Prezentuję tutaj fragment wywiadu, który przeprowadziła dziennikarka, Dorota Wodecka. Rozmawiała ze znanymi mężczyznami, zbierając materiał do swojej książki wydanej w 2010 roku. "Mężczyźni rozmawiają o wszystkim"... Przytaczam fragment tekstu Szczepana Twardocha, pisarza i publicysty, z tejże książki, z którym zgadzam się. Zwyczajnie. Nie będę dyskutować ;)

"Nienawidzę słowa ''samorealizacja''. To prosty i głupi wytrych, który ma ludziom pozwalać na słabość, na lenistwo i na egoizm. Jak słyszę to smutne pierdolenie o odnajdywaniu samego siebie, o tym, żeby postawić siebie na pierwszym miejscu, mieć odwagę bycia szczęśliwym, to mi się robi niedobrze. Zresztą tak mówią i mężczyźni, i kobiety. [...]
Słowa ''facet'' też nienawidzę. Wiem, że to absurdalne i irracjonalne, ale nienawidzę. Wzbudza we mnie skojarzenia z chłopakiem dziewczyny z ''Cosmopolitan''. Dziewczyny w ''Cosmo'' mają facetów, prawda? Te wszystkie teksty ''Jak sprawić, żeby twój facet nie oglądał się za innymi''. I to jest coś potwornego. Świat, który mnie przeraża i brzydzi. [...]
Bo to przecież są martwi ludzie. Wydrążeni, skorupki takie z chińskiego plastiku. Te wszystkie wypindrzone dupki podobne do siebie, jakby je w jednej fabryce robili, Warszawa, Kraków czy Poznań, korporacja, mieszkanko na strzeżonym osiedlu, pierdolony kotek i jego kuweta, bo na dzieci jeszcze ''się nie zdecydowały'', wydaje im się, że o wszystkim decydują, takie pewne siebie, samorealizacja, samodoskonalenie i inwestowanie w siebie, a do tego ci ich, kurwa, ''partnerzy'', bo to przecież nie chodzi o żaden romans, tylko właśnie ''partnerzy'', wykastrowane toto zupełnie, bo się baby własnej boją nawet bardziej niż szefa w robocie - czy oni w ogóle sypiają ze sobą?
Jak można sypiać z kimś, z kim zasady pożycia negocjuje się jak kontrakt? W tym jest tyle seksu co w umowie o dzieło. Jakby to spółka była, nie coś, co się dzieje między dwojgiem ludzi w łóżku i potem przy stole, i w życiu w ogóle. Przecież nawet licealne ''mój chłopak'' czy ''moja dziewczyna'' albo seryjny i niedokonany ''narzeczony'' jest lepszy od tego pierdolonego ''partnera'' czy ''partnerki'' rodem z kodeksu handlowego. I potem czarna rozpacz, jak te biedne laski patrzą nagle w lustro po czterdziestce, partner poszedł w cholerę razem z ich młodością, kotek zdechł, tylko kuweta zasrana została i nagle - przepraszam - gdzie się podziało nasze życie?"

                 
                       Góry Stołowe, czerwiec/lipiec 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz