Polecane przez czytelników :)

"-Pieprzysz się z nią? -Nie wiem." Autroska analiza bezpiecznej odpowiedzi :P

      Każda decyzja, którą podejmujemy jest albo dobra albo zła. Nie ma niczego pośrodku. Albo zero albo już coś. Jakiś niedouczony, ale jed...

środa, 10 grudnia 2014

Śniadanie na trawie!

  
 Będąc małym indiańskim chłopcem… Albo inaczej. Trochę bliżej prawdy. Będąc na wyzysku w pewnej prywatnej firmie jeździłam ochoczo po kraju autem włoskiej marki. Przynajmniej był czarny. Rozległy teren, jaki miałam do spenetrowania, przyzwyczaił mnie do wożenia mapy i odpalania nawigacji Google maps. Nie lubię tych innych, gadających i wciąż wskazujących drogę, przywieszonych na przedniej szybie auta. Wolę pogłówkować, zapamiętać tudzież zabłądzić i odkryć czasem coś nowego. Zupełnie przypadkiem.

Tym razem nie zabłądziłam, bo droga do Końskich prosta jak po sznurku. Zgłodniałam lekko i zapragnęłam w ten wczesno wiosenny poranek skonsumować kanapki, które przygotował mi pieczołowicie ówczesny facet pomieszkujący u mnie czasem dłużej niż na weekend.

Drzewa jeszcze nie ubrane w bujne listowia odsłoniły mi widok z lewej na stojący w dali zamek. Modliszewice.



Zawróciłam. Zaparkowałam za otwartą bramą i wyjęłam prowiant. Zmieniłam buty ze szpilek na wygodne, tanie obuwie w stylu kowbojskim. Miękka ziemia wymagała tej zmiany. Byłam jeszcze przed spotkaniem u klienta.

Niebieski dach połyskiwał w słońcu. Powietrze było rześkie. Cudownie!
Przed oczami miałam przepiękny dwór obronny. Malowniczo położony na sztucznej wyspie. Otoczony wodą, której tafla odbijała promienie słoneczne i rudość cegły szesnastowiecznej budowli.


Najpierw zbadałam czy nikogo nie ma w białym domku – jak okazało się później, biały domek był kuźnią wybudowaną w osiemnastym wieku. I kiedy już upewniłam się, że jestem sama po tej stronie fosy, usiadłam wygodnie na jej brzegu zachwycając się widokiem, pałaszując kanapki i popijając mineralną. Internet w smart fonie pozwolił dowiedzieć się co nieco na temat historii wsi Modliszewice oraz budowniczym, Andrzeju Modliszewskim, który od najmłodszych lat przebywał na dworze cesarza Maksymiliana II, a następnie Anny Jagiellonki.  Dzięki jego obyciu w świecie i znającemu najnowsze trendy mody i kultury, projekt dworu w Modliszewicach przypisuje się słynnemu architektowi Santi Gucciemu, choć nie ma na to stuprocentowych dowodów.




Bocian, który zaskoczył mnie brakiem choćby krztyny tchórzostwa, podleciał na łowy przy brzegu fosy. Bezkarnie pozwalał robić sobie zdjęcia. Mój pierwszy bocian tego roku. 







Chyba czas zwiedzić budowlę wewnątrz.
Nic ciekawego. Pełno śmieci, wody. Ale na zewnątrz budowla powala. 
Okazało się, że oprócz ptaka z czerwonym dziobem, zajrzał tu również przemiły jegomość. Na oko około osiemdziesiątki. Wyjaśnił, że podczas okupacji dwór  został mocno zniszczony. Był wówczas siedzibą okropnego  Niemca o nazwisku Fitting.  Już nazwisko skłania do myślenia, że musiał być wyjątkowo okrutny. Zmuszał on Polaków do ciężkiej pracy i przy okazji grabił całą okolicę. Historia mówi, że w obawie przed zamachem kazał postawić przy dworze wieżę strzelniczą. Jednak mimo tego zabezpieczenia  został zabity na rozkaz Armii Krajowej. „Dobrze mu tak, chamowi” – dodał mój rozmówca.
W latach osiemdziesiątych trwały prace renowacyjne. Odbudowano część budowli. Jednak po roku dziewięćdziesiątym prace przerwano z powodu braków finansowych i jest kolejnym miejscem na mapie, które niszczeje…




Warto wybrać się tam jadąc gdzieś w okolice Końskich. Choćby na godzinę pospacerować, obejrzeć… Poczuć klimat ceglanych murów. Pogadać z bocianem. A może przechodniem, który opowie nieco więcej. Można też wpaść do fosy, ześlizgując się po wiosennej trawie tanim kowbojskim butem i zamiast w usta, nabrać wody w buty :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz